Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Wyjazd do Czech narodził się w mojej głowie krótko przed AMPami. Wolny weekend + moja ulubiona trasa = jadę do Novego Mesta! Szybki telefon do mojego trenera Bogdana Czarnoty i niczym się obejrzałem jeździłem w czwartek po tej cudownej trasie. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że pomimo tego, iż trasa co roku teoretycznie się nie wiele zmienia to co roku jest całkiem inna. Z samym startem nie wiązałem wielkich nadziei, bo dobrze wiedziałem, że start z 144 pozycji na MTB nie jest zbyt miłym doświadczeniem. Mimo wszystko przyjechałem tam po to żeby dobrze się bawić i tak też zrobiłem. Stojąc na starcie można było poczuć tą magiczną atmosferę, charakterystyczne bicie serca na starcie w głośnikach i poszli! Pierwsze kilkaset metrów było schematyczne, jak zawsze przejechaliśmy mostek i kraksa! Stoją, zawodnicy nerwowo się przepychają, po trupach do celu. Ja spokojnie objechałem bokiem i dzida pod górę, wiedziałem, że tam muszę szukać swojej szansy. Podjazd szedł mi dość sprawnie i na szczycie byłem już w połowie stawki. Jeszcze ostatnie korki na zjeździe i można było wjechać na właściwe pętle. Szybko się przekonałem jak dużą cenę musiałem zapłacić za tak mocny start. Mój organizm nie przyzwyczajony do takich intensywności zaraz po starcie, protestowała dość długo, bo niemal do ostanie rudny. Dopiero po godzinie trochę mnie „pościło” i mogłem zacząć jechać swoje, jednak wyścig się już kończył. Ostatecznie zmagania skończyłem na 61 pozycji. Założenie spełnione, dobrze się bawiłem, a teraz czas wracać na szosę. Na początku miesiąca wracam wraz z kadra do Czech, na młodzieżowy wyścig pokoju.
COMMENTS