Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Weekend 22-23 kwietnia pełen był wyścigów oraz maratonów w całej Polsce, ja zdecydowałem się na strat w ŚLR w małej miejscowości Daleszyce. Mam z tym miejscem niemiłe wspomnienia, w zeszłym roku ta trasa wycisnęła ze mnie wszystkie soki a najwięcej kultowy podjazd po polu kończący się w lesie, który ciągnie się w nieskończoność. Musiałem tu wrócić i spłacić dług wobec tej trasy oraz udowodnić sobie oraz jej że z każdym kolejnym przejechanym km jestem mocniejszy.
No i tak się stało, od tygodnia prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne dla całego kraju. Organizatorzy rozważali przełożenie wyścigu na inny termin, ale po konsultacjach facebookowych z zawodnikami (co było znakomitą inicjatywą) termin pozostał ten sam. Kilku z zapowiadających start zrezygnowało z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych oraz z obawy o swój sprzęt. Ja jednak musiałem coś udowodnić, więc nie było mowy o wycofaniu się.
Rano na klimatycznym rynku przywitał nas tłum zawodników – nie tak liczny jak na pierwszej edycji w Chęcinach – ale wciąż nie brakowało amatorów prawdziwego kolarstwa górskiego. Zdziwicie się, że górskiego ale w Górach Świętokrzyskich można ułożyć górską, trudną trasę z prawdziwego zdarzenia. Najlepiej świadczy o tym czas zwycięzcy na moim dystansie FAN (40 km ~ 850m), który oscyluje w granicach 2 godz z groszami. Za to szacunek dla ,Maziego, który jest ich autorem i robi to znakomicie.
Nawiązując do pierwszej edycji polepszyło się kilka spraw organizacyjnych: brak kolejki w prężnie działającym biurze zawodów, perfekcyjne oznakowanie trasy bez żadnych wątpliwości, pomyłek tras ani pozmienianych oznaczeń i co najważniejsze szybka i płynna obsługa na bufecie, kilka osób wydających na bieżąco w szybkim tempie banany, izotonik oraz wodę. Na koniec syty ciągle pełny bufet gorąca zupa a konkretni żurek z jajkiem i kiełbasą oraz 5 stanowisk do mycia rowerów. Nie zapominając o szybciej niż ostatnio przeprowadzonej dekoracji.
Teraz czas na kilka wrażeń z trasy. Start po asfalcie za quadem przez około 5 km. Spokojny, ale rozciągnął około 170 osobową grupę przed wjazdem w teren. W lesie mnóstwo błota, właściwie towarzyszyło nam ono przez całą trasę. Wąskie śliskie ścieżki, kałuże a czasami bagna bez możliwości przejazdu – techniczne wyzwanie dla każdego. W trakcie maratonu dwa naturalne rockgardeny rodem z wyścigów xc i to znajdujące się zarówno na zjazdach jak i podjazdach a także na w miarę płaskiej grani. Wszystko to wymagało niezłej techniki oraz panowania nad maszyną na śliskiej interwałowej trasie. Podczas jazdy sześciokrotnie zaskoczyły nas opady śniegu, co nie ułatwiało jazdy a w połączeniu z silnym lodowatym wiatrem potęgowało uczucie zimna.
Trasa wyczerpująca, ale dzisiaj to ja pokonałem ją z luźną nogą bez skurczów, notując przyzwoity wynik. Forma rośnie a za miesiąc kolejny start tym razem w Miedzianej Górze.
COMMENTS