Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
W minioną sobotę wybraliśmy się z kolegami z teamu na pierwsze solidne przepalenie nogi w sezonie 2017. Za chwilę przed nami wyścig u siebie – Bikemaraton Miękinia, więc uznaliśmy, że Solid MTB Maraton będzie do tego idealny. W startowym sektorze pojawiło się czworo naszych w składzie: Marcin Kawalec, Piotrek Berdzik, Łukasz Reiter no i ja.
Wyścig na dystansie Giga oznaczał dwukrotne przejechanie rundy, której nawierzchnia i ukształtowanie jest dosyć typowa dla Wielkopolski. Dość długi dojazd po leśnych i otwartych terenach, fragmenty szutru, piachy, niekiedy bruk albo bardzo dziurawe polne drogi. Potem trochę technicznych i stromych górek i znów płasko-pagórkowaty powrót do mety. Jednym słowem szybko, ale wymagająco, bo koncentracja musi być wzmożona od pierwszej do ostatniej sekundy wyścigu. Po szybkim początku, gdzie Marcin Kawalec zafundował nam ognisty start rodem z XC wjechaliśmy w całkiem fajne single, z kilkoma ciekawymi podjazdami i zjazdami.
Właśnie tam poszła pierwsza poważna selekcja, po której za sprawą lokalesów z drużyny Strefasportu.pl MV Invest zostało nas tylko sześcioro w pierwszej grupie. Układ był po naszej stronie, ponieważ z IMmotion Specialized Skoda Gall-ICM Team jechało nas aż troje. W sumie jazda była dość spokojna, wiadomo, trzeba było uważać, bo tutejsze piachy i pola są pełne dziur i kolein, ale bez większych przygód podążaliśmy wszyscy zgodnie na drugą rundę. Jej początek poza małym szarpnięciem tempa na piaszczystej drodze odbywał się nadzwyczaj spokojnie. Wszystko to do leśnych singli, na które bezpośredni dojazd po brukowanym podjeździe otwierał fajną opcję do ataku… i choć od tych ścieżek do mety było około 15 kilometrów, a dzień był dość wietrzny, to postanowiłem spróbować swoich sił i zaatakować już tam.
Jeden strzał pozwolił mi odjechać, jednak po niedługiej chwili doszli do mnie Paweł Wasiński i Przemek Rozwalka z teamu Strefasportu.pl. Pomyślałem, że układ nieco nam się popsuł, bo na pozycji na pudło „z naszych” zostałem tylko ja. Nie czekałem więc na rozwój wydarzeń i poprawiłem na kolejnej górce – albo dojadę na solo albo chłopaki mnie dojdą i zwolnimy – pomyślałem. Sądziłem po prawdzie, że raczej zwolnimy, gdy rywale mnie dojdą i będzie szansa rozegrać wyścig ciekawie drużywnowo w samej końcówce, stało się jednak inaczej. Atak pozwolił na uzyskanie około 20 sekund przewagi, które tylko początkowo wydawały się sporym bagażem rezerwy. Po kilku minutach przewaga zaczęła topnieć i wspomniana dwójka mnie doszła. Praktycznie na plecach mieliśmy mojego kolegę z teamu Marcina Kawalca, więc ja mogłem oszczędzić się na kole chłopaków z przeciwnej drużyny, bo pracować mi w tej sytuacji zwyczajnie nie wypadało.
Oni jednak nie zwalniali i ewidentnie chcieli dowieźć pewne podium. Za sprawą niezmordowanego tego dnia – naprawdę szacun za takie ciągnięcie – Pawła Wasińskiego jechaliśmy do mety szybko i sprawnie, cały czas uciekając kolegom, którzy zostali za naszymi plecami. Na kilometr do mety – chyba nieco zalotnie – zaatakował Przemek, ale szybko doskoczyłem do koła i zanosiło się na sprinterski finisz.
Jadąc na kreskę przeciwko dwóm rywalom z przeciwnej drużyny, postanowiłem wejść w ostatni zakręt na około 200 m do mety jako pierwszy by uniknąć ewentualnego zblokowania i tuż po wyjściu z zakrętu otworzyłem gaz już do samej kreski.
Tym razem się udało, oby sezon był równie udany! Poza tym było super, a niemniej udany był nasz start na dystansie mega, gdzie Łukasz Reiter skończył na 2. miejscu Open.
COMMENTS