Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Ufff! Co to był za dzień! Możliwość oglądania wszystkiego co dzieje się na Cape Epic na żywo nadaje tej imprezie nowy wymiar. Możemy bezpośrednio uczestniczyć we wszystkich najważniejszych akcjach. Widzimy defekty, ataki, odrabianie strat, a własnie dziś było co oglądać.
Niemoc po dniu wczorajszym nie opuściła teamu Cannondale i to oni są po dziś najbardziej nieszczęśliwi. Fumic i Avancini musieli oddać koszulki liderów, po tym jak stracili dziś niemal 11 minut do pierwszego teamu. A tym pierwszym teamem był podobnie jak wczoraj Scott – Sram. Dziś jednak to sam Nino wszedł na najwyższy stopień podium. W środkowej części etapu wydawało się, że ekipa Scott nadrobi też około 2 minut do Specialized. Jaroslav Kulhavy w drugiej części dał z siebie wszystko, a na jego kole Christoph Sauser chyba tylko cudem się utrzymał i na mecie ich strata wynosiła tylko 17 sekund. Dzięki temu jutro szykuje się iście królewski etap, a dwa pierwsze teamy dzieli zaledwie 50 sekund!
Wyniki etapu:
Klasyfikacja generalna:
Rywalizacja kobiet kolejny dzień rozgrywa się bez większych emocji, liderki kontrolują swoje największe rywalki. Jeżeli nie będą miały kłopotów technicznych lub innych nieszczęśliwych zdarzeń to zwycięstwo mają raczej pewne.
Wyniki etapu:
Klasyfikacja generalna:
Kolejny dobry wynik zaliczyła ekipa EL Kapitano a.k.a Siema Team! ;) Michał Bogdziewicz i Emil Wydarty można powiedzieć, że jadą swoje równo do przodu. W ich przypadku wartością na koniec nie będzie wynik, a relacje dzięki którym przenoszą nas w świat wyścigu i pokazują jak wygląda „od kuchni” dzień na etapówce. Poniżej komentarz Emila z dzisiejszego etapu oraz filmy nagrane przez obu Panów.
Budzę się i już wiem, ze to nie będzie mój dzień. Zamiast nóg mam dwie kłody, którymi ciężko poruszać, ale jak wsiadam na rower, to jest nieco lepiej… ale tylko nieco. No cóż, po kilku kilometrach powinny się rozkręcić. Po ostatnich upałach jest piekielnie zimno. W momencie startu raptem 9 stopni Celsjusza. Dwieście metrów po starcie rozpoczyna się pierwsza wspinaczka i po raz kolejny przekonuję się, że nie ma nic za darmo i przyjdzie mi się nacierpieć za wczorajsze harce. Na drugim podjeździe odpuszczam grupę zasadnicza i jadę swoim tempem, na szczęście Michał na mnie czeka. Na 15 km docieramy do premii górskiej i nogi zaczynają się powoli rozkręcać. Około 20 km zaczynają się single, które do samej mety tylko sporadycznie przerywane będą odcinkami szutrowymi. Po nocnych opadach przed pierwszym bufetem z płytkiego strumyka zrobiła się rzeczka o głębokości jednego metra i niczym w przełajach trzeba było zarzucić rower na ramię i przebyć ja w bród. O tym, że nie tylko ja mam „kwadratowe” nogi przekonaliśmy się dość szybko, gdy zaczęliśmy doganiać i wyprzedzać zawodników z naszego sektora, których wcześniej puściliśmy przodem. Dzisiejszy etap zadowoliłby każdego konesera singli. Pod górę, w dół, po piasku, po kamieniach, w lesie, na polach, mostkach, czy w „amfiteatrze” – full opcja. Z każdym dniem i pokonanym kilometrem widzę, że moje umiejętności techniczne rosną. Co prawda nadal zjeżdżam, jak kapelusz, ale jak już złapię flow, to za dużo nie tracę do Michała. Pokonanie dzisiejszych 86 km zajęło nam 5:20:24 i pozwoliło na zajęcie 152. miejsca ogółem i 86 m. w kategorii. W klasyfikacji generalnej po 5 etapie zajmujemy 140. miejsce ogółem i 79. miejsce w kategorii. Zdjęcia nie są w stanie oddać piękna dzisiejszego etapu, ale jego namiastką niech będą ostatnie dwa kilometry. A TSSy? Dzisiaj do puli dokładam 364, więc na liczniku już 1907.
Trzymamy mocno kciuki za powodzenie na ostatnich dwóch etapach. A teraz przejdźmy do materiałów wideo od organizatorów.
COMMENTS