Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
To już jest koniec…
W miniony weekend wybraliśmy się do Słubic, gdzie rozegrano ostatnie zawody z krajowego kalendarza CX na sezon 2016/2017. Skład teamu dość okrojony, bo część z „Diversantów” po Mistrzostwach Polski postanowiła zakończyć sezon i udać się na wypoczynek. Cóż, niektórzy z nas ściganie w srogim mrozie po prostu odchorowali. Takie życie przełajowca… Tak więc do Słubic przyjechał jedynie Robert Bondaryk, który ma najbliżej oraz Grzesiek Bednarczyk i ja.
Jak było? Trasę w Słubicach znamy dość dobrze, bo to nie pierwszy raz, gdy przyszło nam startować w malowniczym parku położonym obok słubickiego OSIR-u. W przeszłości Słubice gościły przełajowców dość często, ale ostatnio jakoś rzadko kolorowa, kolarska kawalkada zagląda do najcieplejszego miejsca w Polsce. A szkoda, bo Słubice i okolice mają ogromne tradycje przełajowe.
Trasa w słubickim parku nie należy do najtrudniejszych technicznie. Wymaga jednak dobrego przygotowania kondycyjnego. Runda oferuje solidne przewyższenie, które potrafi zmiękczyć najlepszego kozaka. Reszta to piaszczyste ścieżki i kilka szybkich zakrętów. Pewnym utrudnieniem było oblodzenie, które miejscami pojawiało się na trasie. Organizator jednak dość dobrze poradził sobie z problemem posypując najniebezpieczniejsze miejsca piaskiem.
Pech nie odpuszcza Robertowi Bondarykowi. Po kiepskim starcie na MP Robert koniecznie chciał zrehabilitować się na swoim terenie. Prawdę mówiąc niewiele zabrakło, bo w sobotę podczas finału Pucharu Polski w wyścigu mastersów w kat. M-50 dość szybko objął prowadzenie i z każdym metrem powiększał przewagę nad Sławkiem Frejowskim. Niestety podczas przeskoku przez jedną z przeszkód Robert doznał kontuzji i w efekcie zszedł z trasy. Lepiej ułożył się dla nas wyścig w M-40, bo chociaż na Rafała Chmiela, świeżo upieczonego Mistrza Polski nie było mocnych, to drugie miejsce zdobył Grzegorz Bednarczyk, a trzeci na mecie zameldowałem się ja.
W niedzielę podczas Mistrzostw Polski LZS zmianie uległy jedynie warunki atmosferyczne, bo w nocy trochę popadał śnieg. Nie stanowił on jednak większego kłopotu. Miejsca na podium w M-40 pozostały bez zmian.
W Słubicach dało się odczuć, że to już koniec sezonu. Frekwencja była mizerna, a szkoda, bo tamtejsze zawody pod wieloma względami stanowią ciekawy punkt w krajowym kalendarzu.
Finał Pucharu Polski to dobry moment, by podsumować sezon i spojrzeć chłodnym okiem na to, co przez ostatnie kilka miesięcy działo się w krajowych przełajach.
W tym roku postawiliśmy na starty za granicą . Złożyło się na to kilka czynników, z których podstawowym była chęć zdobycia kolejnych doświadczeń. Ciągle przyświeca nam cel podnoszenia swojego poziomu sportowego, a Czesi czy Niemcy akurat w tym kontekście mają sporo do zaoferowania. Zawody trwają tam dłużej, na starcie zwykle jest większa ilość zawodników, a i trasy są bardziej urozmaicone. Nie do przecenienia jest też fakt, że większość z nas mieszka w zachodniej i południowo-zachodniej części Polski, a co za tym idzie do RFN i Czech często mamy znacznie bliżej, niż na zawody w Polsce. Zaglądaliśmy też na Słowację, gdzie wystartowaliśmy w Mistrzostwach Europy mastersów, a także wzięliśmy udział w pucharach. Z Trnavy Wojtek Bartolewski przywiózł dla nas brązowy medal. Była też Belgia. Z Mistrzostw Świata w Mol wróciliśmy bez spektakularnych osiągnięć, ale co zobaczyliśmy i poczuliśmy w nogach to nasze. W kraju ścigaliśmy się incydentalnie, ale jeśli już to zawsze staraliśmy się zaznaczyć swoją obecność. Punktem kulminacyjnym był krajowy czempionat, który ukończyliśmy z dwoma koszulkami Mistrzów Polski i w sumie czterema medalami. Trudno oceniać wyniki własnego teamu, ale źle chyba nie było. Mam wrażenie, że przyjęte przed sezonem założenia okazały się słuszne.
Bacznie obserwuję krajową scenę CX. Jak żadna inna kolarska konkurencja, przełaje leżą mi na sercu. To też pozwolę sobie na ocenę tego, co przez ostatnie miesiące działo się nad Wisłą. A dzieje się różnie. Z jednej strony ludzie wsiadają na rowery przełajowe i to widać. CX to nie jest już mrzonka kilku „freaków” tęskniących za czasami Grand Prix Dziennika Ludowego. To konkurencja, która traktowana jest bardzo poważnie przez coraz większą grupę zawodników. Wystarczy zerknąć w media społecznościowe, by dostrzec coraz większe zainteresowanie. Ludzie w weekendy siedzą przed ekranami komputerów i śledzą z zapartym tchem kolejne pojedynki podczas belgijskich wyścigów, kupują rowery, trenują, jeżdżą po krzakach…
Ale z drugiej strony mam wrażenie, że jest coś nie tak. Bo czy przybyło nam w kalendarzu kolejnych kilka fajnych wyścigów? Czy wzrosła frekwencja na zawodach? Kilka ostatnich sezonów pozwalało na stwierdzenie, że coś drgnęło, że idzie ku lepszemu. Faktycznie ilość kolarzy, którzy regularnie przyjeżdżają na wyścigi stale rosła. Znakomicie widać to było po najbliższej mi kategorii masters. Czasy, gdy na starcie stało po kilku starszych panów póki co odeszły w niepamięć. Konkurencja we wszystkich kategoriach jest coraz silniejsza, a polscy mastersi zaczynają dorównywać najlepszym „zagraniczniakom”. Duża zasługa w tym Komisji Przełajowej i Komisji Masters, które postanowiły włączyć mastersów do programu Mistrzostw Polski. To był strzał w dziesiątkę. Wiem, że w tym momencie narażam się wielu osobom, ale uważam, że kolejnym trafnym posunięciem było ograniczenie możliwości startu zawodników na rowerach MTB. To bardzo dobrze, że Komisja Masters i Komisja Przełajowa zwarły szeregi i działają pod jednym szyldem.
Jesteśmy po wyborach, więc pozwolę sobie na dygresję, by nowa komisja podtrzymała tą tendencję. Coś jednak jest nie tak, bo po kilku latach, gdy przybywało zawodników na wyścigach w tym sezonie atmosfera jakby przysiadła. O ile początek był obiecujący, o tyle w drugiej, mniej przyjemnej części sezonu jest słabiej. Być może wina leży po stronie kapryśnej, polskiej pogody. Ja jednak odnoszę wrażenie, że chodzi o coś innego. Kilka lat temu wszyscy mieli nadzieję, że nastąpi przełom, że polskie CX dorówna co najmniej Czechom. Mijają lata, a u nas na zawodach jest tak, jak było. Mamy sporo pozytywnych wyjątków, jak chociażby legendarny już Bryksy Cross w Gościęcinie, ale nie brak i marnych imprez, które nijak mają się do tych najlepszych. Wiem, że każdy organizator musi wykonać tytaniczną wręcz pracę by pozyskać środki, przygotować trasę, zabezpieczyć imprezę. Dlatego też nie wskażę tych najsłabszych. Ja dostrzegam inny kłopot. Sporo ciekawych zawodów z kalendarza zniknęło. Przykłady? Strzelce Krajeńskie, Zwierzyn, Tarnów, Bieganów, cała Godzina w Piekle… Z jednej strony znikają ciekawe wyścigi, a z drugiej jak grzyby po deszczu mnożą się przełajowe ustawki, na których coraz częściej pojawiają się regularni „ściganci”. Coś tu nie gra…
Przełaje to przykład, jak sprawnie PZKOL może zarządzać całością zagadnienia. Jest challenge, jest Puchar Polski, jest kalendarz- jeden dla wszystkich. Oczywiście zdarzają się niechlubne wyjątki, gdzie „nie lubi” się elity i mastersów, ale na całe szczęście takich zawodów jest niewiele. Wprowadzonych zostało sporo regulacji, które miały poprawić jakość krajowych wyścigów. Nie brak jednak spraw o których przykro mówić. Bo jak traktować chociażby niekompetencję sędziów. Czasem ręce opadają. Przykłady? Chociażby zawody w Żaganiu. Trasy nagminnie nie spełniają norm określonych przepisami. Są zbyt krótkie, zbyt wąskie, często zanieczyszczone, etc. Belgowie, czy Niemcy są od nas dużo bardziej majętni, a mimo to dbają, by zawodnik w czasie wyścigu nie uszkodził sprzętu o wystający kawał betonu, czy rozbitą butelkę.
Wiem, wiem… Zaraz mogłoby się okazać, że w Polsce można by przeprowadzić trzy, cztery imprezy, bo pozostałe nie spełniają wymogów. Nie o to tu chodzi. Chodzi o wywieranie pozytywnego wpływu na organizatorów, by dokładali wszelkich starań, aby ich wyścigi były jak najlepsze pod każdym względem. A może trzeba udzielić wsparcia, pojechać do Kotli, Zwierzyna, czy Strzelec Krajeńskich, spotkać się z lokalnym samorządem i zachęcić burmistrzów i wójtów do tego, by wysupłali z gminnej kasy trochę dodatkowego grosza. Może trzeba zebrać sędziów, przeszkolić, podpowiedzieć jak powinno być. Sporo jest do zrobienia w zakresie medialności konkurencji. Wcale nie chodzi mi o zainteresowanie ze strony mediów branżowych, bo tu akurat jest ok.
Tu potrzeba czegoś więcej. Lokalny organizator może co najwyżej wpłynąć na miejscowy portal internetowy, czy gazetę, ale na media krajowe to już z pewnością nie. Może wzorem Mistrzostw Polski, czy CX Katowice warto rozpowszechniać transmisje z zawodów w Internetach i tym sposobem promować przełaje. Może właśnie tu leży rola PZKOL. Dlaczego np. PZKOL na swoim kanale na Youtube nie udostępnił tych transmisji? A co z organizatorami dużych imprez z sezonu letniego? Może warto by zachęcać ich do wsparcia, do zaangażowania. Wiem, zdaję sobie z tego sprawę, że CX nie przyniesie przychodu na poziomie maratonu MTB. W końcu kasa musi się zgadzać, ale chyba warto próbować. Przecież część z nich to byli przełajowcy.
Akceptowanie stanu rzeczy jaki mamy z pewnością nie pomoże w rozwoju krajowego kolarstwa przełajowego. Potrzeba odwagi i zaangażowania, a tej ostatnio jakby brakowało. Czerpiemy przykłady z innych, co samo w sobie nie jest złe. Może i w tej kwestii warto by podpatrzeć jak to się robi za miedzą. Słabo jest z krajową reprezentacją, która dla wielu zawodników mogłaby stanowić trampolinę do wyższego poziomu. Zwoływana sporadycznie i właściwie tylko przy okazji zbliżających się Mistrzostw Świata nie spełnia swojej roli. Znam realia, wiem jaka jest sytuacja w PZKOL, znam krajową strukturę, wiem, że kluby ledwo przędą, ale nie oznacza to, że akceptuję ten stan rzeczy. W każdym bądź razie jest nad czym się pochylać, jest sporo pracy do wykonania.
Bardzo kibicuję naszym „eliciarzom”. Nie zawodzi Marek Konwa, a u jego boku fajnie rozwija się Marceli Bogusławski. Miło jest obserwować Bartka Miklera, czy Adama Żubera. Niezmiennie kibicuję Mariuszowi Gilowi. Jestem pod wrażeniem konsekwencji, z jaką rozwija się Wojtek Ceniuch, czy Stasiu Nowak. To świetne chłopaki. Miło by było zobaczyć naszych na najlepszych zawodach za granicą. Trochę jakby mniej ciekawie zrobiło się wśród naszych pań, które przełaje traktują jakby trochę „przy okazji” swoich głównych aktywności.
Mimo wszystko sezon zaliczam do ciekawych i mam nadzieję, że kolejne nie będą gorsze.
COMMENTS