Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Wyjazd na Mistrzostwa Świata Masters w kolarstwie przełajowym 2016 to największe wydarzenie sportowe, w jakim miałem okazję brać udział. Już na etapie samego planowania wyjazdu towarzyszyły mi ogromne emocje i im bliżej mistrzostw tym bardziej byłem podekscytowany. Ponieważ taki wyjazd to logistycznie dosyć spore wyzwanie i samemu byłoby trudno wszystko ogarnąć połączyłem siły z Adamem Starzyńskim – trenerem osobistym, mentorem i człowiekiem, który był odpowiedzialny za przygotowanie sportowe naszej ekipy, Jarkiem Wolcendorfem, odpowiedzialnym za organizację zakwaterowania, Adrianem Jusińskim czyli szefem kuchni i Krzysztofem Łukasikiem człowiek orkiestrą (kierowca, serwisant, masażysta). Ja miałem ogarnąć auto, za co dziękuję Renault Team, Renault Traffic spisał się na medal. Dziękuje również Powiat Wołomiński – Ziemia Norwida i „Cudu nad Wisłą”, który wsparł nasz wyjazd finansowo.
Z Polski do Belgii wyjechaliśmy 30 listopada i po 12 godzinach podróży byliśmy na miejscu, szybkie zakwaterowanie i trzeba było troszkę pokręcić nogą. Następnie szybki prysznic, jedzenie i sen, który w tym momencie przygotowań sportowca jest głównym elementem treningu – tak to trzeba nazwać. Dzień drugi w Belgii to objazd trasy, gdzie mogłem doszlifować ostanie niuanse, no i kolarska rutyna – szybki prysznic, jedzenie i sen. Jeszcze przed snem Adam przeprowadza odprawę, ostatnie ustalenia, omówienie trasy, każdy przedstawia swoje spostrzeżenia i ustalamy plan działania. I w końcu sen.
Dzień trzeci w Belgii przywitał nas bardzo rześką aurą, jednak nam nie jest to straszne, poranny rozruch szybko postawił nas na nogi. Powoli zaczyna do mnie docierać gdzie jestem i co za chwilę się wydarzy, emocje sięgają zenitu. Z tego wszystkiego zapomniałem o tym, że pech mnie nie opuszcza i wylosowałem ostania linie startową. Może to i dobrze. Staram się o tym nie myśleć i robić swoje, co wcale nie jest łatwe. Myśli się kłębią, dlaczego to Ja czy coś zrobiłem w życiu nie tak?
Kolegom szczęście dopisało, bo wszyscy wylosowali pierwszą linię, a w tej dyscyplinie kolarstwa jest to bardzo ważne, a może wręcz kluczowe by osiągnąć dobry wynik. No ale cóż, muszę walczyć bo nikt mi tego medalu nie da za darmo. Na godzinę przed startem jestem już gotowy, rolka przy linii start – meta, zaczynam rozgrzewkę, pełna koncentracja i układanie w głowie sobie wyścigu. Zostaje 15 minut do startu, zaczynają wyczytywać zawodników, ja mimo wszystko mogę się jeszcze grzać, taki plus stania na końcu stawki i słyszę swoje nazwisko jako 77 zawodnik. Za mną tylko 5 zawodników – wygląda to słabo, ale walczymy.
Cały czas pozytywnie- jest moc!!! START i wszystko puściło;) Teraz wszystko w nogach i głowie, nie mogę się spalić, staram się przechodzić do przodu gdzie tylko jest to możliwe. Łatwo się mówi, gorzej z realizacją – mimo wszystko walczę do końca, a doping niesie i tutaj jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Co chwila słyszę swoje imię – to częściej niż na Polskich wyścigach czym jestem pozytywnie zaskoczony.
Mistrzostwa Świata kończę na 13 miejscu, z którego jestem mega zadowolony. Żeby nie tak pechowe rozstawienie, to po przeanalizowaniu czasów pierwszego (10:15) i ostatniego (8:26) kółka wychodzi, że top5 było w zasięgu.
No cóż, ja tu jeszcze wrócę i mam nadzieję ze los będzie dla mnie bardziej łaskawy i pokażę, na co mnie stać. Dzisiaj jednak staram się o tym już nie myśleć i przygotowuje się do Mistrzostw Polski, które już za miesiąc.
Dziękuję również Tomaszowi Skalskiemu za użyczenie zapasowego roweru i wiele dobrych rad.
COMMENTS