Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
MP w maratonie to był najważniejszy start sezonu, do którego przygotowywałem się od dłuższego czasu. Moja taktyka na maratony zawsze jest taka sama – jazda swoim tempem bez oglądania się na przeciwników. I jak to zawsze bywa na początku wyścigu byłem dość daleko i powoli przesuwałem się do przodu. Trudno było dokładnie ocenić swoją pozycję w Mastersach, bo startowaliśmy razem z elitą, ale mniej więcej po 40 km wyszedłem na prowadzenie w kategorii.
Jechało mi się dość dobrze, przez cały czas byłem w stanie utrzymać dobre, równe tempo. Ostatnie górskie fragmenty trasy pojechałem mocniej, żeby zrobić przewagę nad goniącym mnie Jarkiem Hałasem. Udało się, po wyjechaniu z gór miałem około 1-2 minut przewagi i nie widziałem za sobą konkurencji. Tyle, że do przejechania zostało jeszcze jakieś 16 km po płaskim i w dodatku pod wiatr, a niestety jechałem sam. Robiłem co mogłem żeby utrzymać przewagę, ale Jarek dogadał się z innym gościem i jechali zmianami. Doszli mnie na 6 km przed metą. Przez jakiś czas jechałem za nimi, ale na ostatnim krótkim podjeździe złapał mnie skurcz i odpadłem. 10 km samotnej jazdy po płaskim pod wiatr zrobiło swoje… Dojechałem drugi…
Z wyniku nie jestem zadowolony. Miało być złoto i koszulka, ale z planów nic nie wyszło.
I jeszcze kilka słów na temat trasy. Fajnie, że MP w maratonie MTB wreszcie rozegrano w górach, ale problem w tym, że tylko część trasy była rzeczywiście w górach. Tak naprawdę prawdziwe MTB zaczynało się w około 15 km i kończyło w okolicach 70 km (ta część trasy była rewelacyjna), a dojazd i potem powrót to bezsensowne „dymanie” po płaskim, nie mające wiele wspólnego z MTB…
COMMENTS