Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Mistrzostwa Polski w maratonie MTB potraktowałem jako odskocznię od startów, jakie w tym sezonie są dla mnie powszechne: zazwyczaj dość płaskie i szybkie trasy, ciągle te same twarze – nuda ;) W Jeleniej mogłem liczyć na bardzo silną stawkę rywali i solidne góry, na które w gruncie rzeczy nie jestem przygotowany. Jednak nie będę płakał przy każdej okazji, bo jest mi zbyt płasko…
Głównym założeniem realizowanego przeze mnie planu treningowego jest bycie maksymalnie uniwersalnym, choć czasami 5 treningowych godzin tygodniowo nie wystarcza. Tak też było w przypadku Jeleniej Góry. Byłem tego jednak świadom i podszedłem do startu na luzie, będąc spokojnym o pozostanie tytułu Mistrz Polski kat. Cyklosport w teamie (Bartek Oleszczuk).
Od startu trzymałem się w czołówce i do rozjazdu Mega/Giga dojechałem wraz z Fabianem Gigerem :) Do drugiej godziny jazdy było ok, jednak wraz z końcem wody w bidonach przyszedł kryzys, który oznaczał dalszą jazdę w trybie treningowym. Postoje na kolejnych bufetach czy pogawędki z Oskarem Plucińskim umilały jazdę w trakcie konkretnej bomby spowodowanej odwodnieniem. Jednak ani na moment nie pomyślałem o zejściu z trasy – tak rzadko mam okazję jeździć w górach, że nie wybaczyłbym sobie DNFa. Gdy na 20 km do mety dojechałem do Wojtka Polcyna wróciła energia i w fajnym tempie dojechaliśmy do mety, jak się okazało nawet na medalowej pozycji w Cyklosporcie.
Generalnie trasa i cała otoczka godna Mistrzostw Polski – fajnie, że po ubiegłorocznym interwałowym Obiszowie przyszła kolej na górską wyrypkę w Jeleniej. Może za rok jakieś małe góry na Pomorzu? :) Nie mam nic przeciwko takiej różnorodności.
Nie mniej jednak, mimo całkiem przyzwoitej dyspozycji jak na moje możliwości czasowe, cieszę się, że do końca sezonu pozostały już tylko 3 weekendy startowe – oby zwycięskie, by było co świętować na jesieni… :)
COMMENTS