Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Maraton w Dukli był jednym z cięższych wyścigów w jakich startowałem! Już od pierwszego podjazdu bardzo mocne tempo (przynajmniej w moim odczuciu) uformowało 6-cio osobową grupę zawodników, która między sobą walczyła o zwycięstwo na dystansie mega. Wraz z upływającymi kilometrami, kolejnymi podjazdami i zjazdami, przeprawami w lesie i błocie nasza grupa się uszczuplała i na ostatnim długim podjeździe – 10 km przed metą – w walce o wiktorię pozostało 3-ch zawodników: Kamil Pomarański, Mateusz Rejch i ja. Chłopaki chyba planowali rozstrzygnąć losy wyścigu już w tamtym momencie, gdyż kolejno zadawali mocne ciosy. Ja starałem się jechać spokojnie i nie spalać niepotrzebnie zapałek, wiedząc że do mety czeka nas jeszcze mocno interwałowy teren, najeżony krótkimi stromymi podjazdami.
Kiedy wjechaliśmy do lasu w krętą sekcję rodem z XC Kamil ponownie zaatakował. Udało mu się uzyskać kilkanaście metrów przewagi, którą zdołałem zniwelować dopiero na dłuższym podjeździe. Kiedy dojechałem do niego stwierdziłem, że nie ma na co czekać i trzeba przełączyć się na tryb „all for the win”, próbując ataku. Nie oglądając się za siebie i nie kalkulując poszedłem wszystko, co zostało w nogach i płucach. Nie słysząc rywali za plecami wnioskowałem, że udało się ich urwać. Ostatni dłuższy podjazd, odwracam się i nikogo nie ma – dobry znak. Ostatni kręty zjazd po kamieniach, ledwo mieszczę się w zakrętach. Tylnym kołem zawadzam w wystający kamień, na szczęście opona wytrzymuje. W końcu domy, asfalt i meta w Dukli.
Uff, udało się! W trakcie wyścigu nie wierzyłem, że uda się dziś wygrać. Nogi wyraźnie nadal nie odpoczęły w 100% po chorwackich górach, a rywale (a zwłaszcza dwaj wymienieni) byli naprawdę mocni. Takie zwycięstwa cieszą najbardziej!
PS: Zapraszam na moją stronę na fb: „Cyclo Vegan”, gdzie opowiadam o moim kolarstwie na diecie roślinnej!
COMMENTS