Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Do Gielniowa przyjechałem porządnie przygotowany i z nadzieją na walkę o dobry wynik. Mistrzostwa XCO i szykowanie pod cross-country były moim celem po MŚ w maratonie MTB. Czułem się w miarę pewnie, treningi wychodziły dobrze i byłem coraz mocniejszy.
Na ponad tydzień przed imprezą przyjechałem z kolegami na rekonesans trasy, więc wiedziałem jak przygotować sprzęt, na co zwrócić uwagę w ostatnich treningach i jak nastawić się na wyścig. Do startu wybrałem rower z pełną amortyzacją, który znakomicie sprawdził się na dość wyboistej trasie.
Po starcie wszystko szło po mojej myśli. Jechałem w czołówce, nie forsując tempa. Starałem się oszczędzać siły na końcówkę. Liczyłem na swoją wytrzymałość i na to, że pod koniec będę jeszcze w stanie podkręcić tempo.
Na trzeciej rundzie, jadąc na drugiej pozycji, najechałem tylnym kołem na ostry kamień, przebijając oponę. Pech chciał, że do boksu miałem kawałek drogi. Nie byle jaki kawałek – te półtora kilometra sprintu kosztowało mnie chyba najwięcej sił. Poza siłami straciłem też sporo czasu. Całe zdarzenie wybiło mnie z rytmu i pozbawiło koncentracji.
Spadłem w okolice 10. miejsca. Poczułem wtedy bardzo duże wsparcie kibiców. Postanowiłem, że muszę do końca dać z siebie wszystko i nawet jeśli nie o medal, to powalczyć o każde jedno miejsce w górę.
Udało mi się odzyskać płynność jazdy. Mijałem kolejnych zawodników, aż dojechałem do czwartej pozycji. Na przedostatniej rundzie pech spotkał jadącego na trzecim miejscu Marcina Kawalca. Awansowałem więc na pozycję medalową i utrzymałem ją na ostatnim kółku.
Bardzo cieszę się z medalu. Na pewno czymś, co zapamiętam będzie doping jaki słyszałem na trasie i wsparcie kibiców. To było coś wyjątkowego i miło mi, że mogłem im sprawić radość i dobre widowisko. Teraz chwila odpoczynku i ruszam z przygotowaniami do drugiej części sezonu.
Nie zawsze puchary i medale są najlepszą nagrodą :)
COMMENTS