Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
W głowie miałem taki scenariusz: godzina 9:00, klimatyzacja w samochodzie nie daje rady, na termometrach już około 30 st C w cieniu, a my jedziemy na wyścig. Czeka na nas rozpalony do czerwoności stadion w Pruchniku, wszyscy smażymy się czekając na start… A tu na miejscu pozytywne zaskoczenie. Start w tym roku przeniesiony na pobliskie „targowisko” (tak mówi drogowskaz, który akurat w tym przypadku może dawać pewne nie do końca właściwe skojarzenia), czyli precyzując: przepiękny, drewniany, zadaszony obiekt, przypominający galerię handlową w ludowym wydaniu. Na miejscu lokalne przysmaki, miejsce do zjedzenia czegoś w czasie oczekiwania na zawodników. Rzadko zwracamy na to uwagę, ale przecież najczęściej każdy startujący ma ze sobą kogoś bliskiego: rodzinę, dzieciaki, żony, teściowe i przyjaciół – czyli KIBICA. To super, kiedy miejsce startowe pozwala spędzić naszym kochanym fanom naprawdę miłe soboty lub niedziele. A uwierzcie, że oni naprawdę to doceniają! I odwdzięczą się jeszcze liczniejszym przybyciem na kolejny wyścig.
Sektory startowe ustawione w upragnionym cieniu. Naprawdę organizatorzy ustawili bardzo wysoko poprzeczkę dla następnych edycji! Chwilkę czekamy na radiowóz i start. Na początku runda honorowa przez środek drewnianej galerii – BOMBA! Od razu chce się jechać! Ze względu na pogodę (tego dnia największy upał) postawiłem przede wszystkim na porządne nawodnienie i znalezienie swojego tempa. Cała reszta była po stronie rywali. Na pierwszym podjeździe Bartek i Dominik (Romet Racing Team) narzucili tak mocne tempo, że nie dałem rady utrzymać koła i pojechali. Myślę że tempo jazdy pierwszej dwójki dobrze oddaje żart w peletonie, na widok leżącej, potrąconej sarny na trasie: wiadomo – to Janowski ;) Bartek i Dominik – najwyższe uznanie za taką jazdę! Szybko okazało się, że pozostałe miejsca na podium musimy rozdysponować między siebie.
Około 30 kilometra, na dłuższym podjeździe poczułem, że jadę ze sporym zapasem mocy, nadałem tempo i rywale nie utrzymali mojego koła. W tym miejscu nie da się nie wspomnieć (o kultowym już) oznaczeniu trasy w Pruchniku, wiele kilometrów leśnych ścieżek jest ogrodzonych taśmami, tak, że można się poczuć jak na wyścigu XC. Ta ogromna praca sztabu ludzi, pozwalała mi na bezstresowe pokonywanie kolejnych kilometrów, bez zastanawiania się dokąd jechać dalej. BRAWO! Dalsze segmenty pokonywałem równym tempem, szczególnie pilnując się na zjazdach pokrytych luźnymi gałęziami. Niestety, któryś z tych konarów narozrabiał nieco w moim napędzie i koniec trasy pokonywałem mając do dyspozycji 50% przełożeń. Na szczęście niezbyt forsowna jazda w pierwszej połowie wyścigu pozwalała na wyzwalanie pełnej mocy na podjazdach, nawet na twardych biegach. Na metę wjechałem na 2 miejscu open dystansu Mega i wygrywając moją kategorię 20 latków (M2) ze sporą stratą około 6 minut do pierwszego tego dnia Dominika Grządziela. Jest nad czym pracować dalej!
Jeszcze o jednej sprawie dobrze jest wspomnieć: zawsze podczas edycji następującej po Zakopanem (tam zawsze odbywa się krwawa jatka dla sprzętu) w peletonie jest jakoś spokojniej, zawodnicy zjeżdżają mniej ryzykownie i ogólnie jest bezpieczniej. Tak lubię!
Ogromne podziękowania należą się całemu teamowi SST Lubcza za doping na trasie i wsparcie poza nią. Dzięki wam bardzo!
COMMENTS