Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Jako że niedosyt po Trophy pozostał, a mi nieróbstwo regeneracyjne nie służy to też trzeba było przetestować nogę na przyzwoitej trasie maratonu. W tym celu wybrałem się wraz z przyjaciółmi z Orłów Racing Team na zawody ŚLR Piekoszów .
Trasa 71.3k 1,526m i ponad 3h w siodle w dość pagórkowatym terenie z 5 do nawet 10 minutowymi podjazdami. To to co tygrysy lubią najbardziej :D A jak wiadomo tygryski lubią brykać, to też plan był prosty. ATAK ATAK ATAK !!!!
Oczywiście dla jasności, po spełnieniu pewnych założeń.
Po pierwsze
Rozpoznanie w sektorze startowym musiało wykazać, że nie ma w nim czasem zakamuflowanego Michał Ficek z doklejoną brodą :] . (Pozdrawiam i życzę zdrowia).
Po drugie
Przełamać się. Dawno już nie robiłem tak szalonych akcji, ale potencjalnych darczyńców na rzecz PZKol-u nie stwierdziłem. I powoli dochodziły do mnie myśli, że to ja tu robię za króliczka w tym miłym gronie dystansu Master. To też będzie trzeba dziś pokazać się z dobrej strony. A to oznacza ATAK ATAK ATAK !!!!
Start
Po paru kilometrach wprowadzenia do ścigania byłem już pewien, że wypada to dziś wygrać. A więc nie idę na łatwiznę i nie jadę za długo w zwartej grupie czekając na ostatnie kilometry.
Zresztą to nie Poland Bike czy Mazovia i tu przypadkowych osób nie będzie po pierwszym podjeździe. Ale mała selekcja nigdy nie zaszkodzi.
Telepatycznie wypuszczam kolegę z drużyny Komobike Scott Janka Czaplińskiego w celu wyciągnięcia najmocniejszych zawodników do przodu i po paru mocnych kilometrach przypuszczam atak na pierwszym z solidniejszych podjazdów na trasie. Po czym nie oglądając się za siebie aż do końca podjazdu zaczynam solówkę do mety niczym Cancellara.MTB :P (Fantazja)
Wszystko układało się bardzo przyzwoicie, przewaga rośnie bardzo szybko, ja czuję się rewelacyjnie, a przed drugim bufetem na 24 km nie widzę już nikogo na pięknych polnych wzniesieniach z widokiem na dobre kilka kilometrów trasy maratonu.
Jechałem tak do momentu gdy trasa bez żadnego ostrzeżenia rozwidla się na czerwone i zielone strzałki. Zatrzymałem się w tym miejscu na dłuższą chwilę refleksji, po czym udałem się za czerwonym oznaczeniem . Po tej akcji, przeczuwałem, że to nie koniec problemów z oznaczeniem. Na 43 km przestawiona strzałka zmusza mnie do nadłożenia 1 km w złą stronę. Ktoś musiał majstrować przy tej strzałce.
Wracając na trasę zaczynam odczuwać lekki stres. Tym bardziej, że oglądając się za siebie widzę 2 osobową grupkę w zasięgu wzroku, która tak jak i ja zaczyna jechać w złym kierunku.
Postanawiam trochę przewentylować płuca i z odległości 500 m drę się na pełen regulator, że mają jechać za mną. Widząc reakcję rywali, ruszam i zaczynam ponownie wypracowywać sobie bezpieczną przewagę, tym razem jadąc już ostrożnie by czasem ponownie nie zabłądzić. Trasa od tego momentu zaczyna być bardzo ciekawa i interwałowa. Ilość ciekawych singli i wzniesień rośnie bardzo szybko do tego stopnia, że prędkość z następnych 20 km oscyluje w granicach 16km/h. Kilometry lecą wolno, ale zabawa jest przednia :D
Tak się rozluźniłem, że na jednym ze stromych zjazdów przy torze motocrosowym ląduję przez kierownicę przy sporej grupie kibiców. Robi mi się trochę głupio i przepraszam za to, że liderowy wyścigu nie przystoi schodzić z rowerem takich zjazdów, ale co tam. Ja chcę żyć :D
Choć teraz zastanawiam się czy nie lepiej byłoby wgramolić się jeszcze raz na tą górę i spróbować zjechać ten zjazd jeszcze raz . :D
Rywale w lesie sporo czasu odrobili, jednak to nie wystarczyło. Gdy tylko wyjechałem z lasu (cały i zdrowy), zostało mi już tylko wymęczenie 10 km dojazdówki po upierdliwych kartofliskach by moc cieszyć się z pierwszej wygranej w tym roku OPEN. Co też uczyniłem.
Za tydzień atakujemy Skandia Maraton Lang Team w Bukowinie Tatrzańskiej :]
COMMENTS