Bartosz Janowski (Romet MTB Team) – Bike Maraton, Polanica Zdrój

HomeKomentarzeRomet Racing Team

Bartosz Janowski (Romet MTB Team) – Bike Maraton, Polanica Zdrój

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Ufff, ciężko było, a nawet nie spodziewałem się, że tak będzie :) Trasa w Polanicy Zdrój subiektywnie należy do tych łagodniejszych. Długie wydawałoby się niedokuczliwe szutrowe leśne autostrady ciągną się tu w nieskończoność. Właśnie to one mnie najbardziej wymęczyły tym razem podczas Bike Maratonu, o czym za chwilę… .

Od startu dla mnie było ok. Pierwszy podjazd momentami bardzo stromy ciągnął się przez ok. 8 kilometrów. Był świetny, rozciągały się z niego genialne widoki (za to uwielbiam prawdziwe maratony MTB), złapałem na nim dobry bezbolesny rytm a dodatkowo bezstresowo ułożyła się stawka, na której czele znalazłem się ja i Michał Ficek – VW Samochody Użytkowe MTB Team. Niemal wymarzony scenariusz, jednak do mety było jeszcze ponad 60 kilometrów :)

bartek janowski polanica (2)

Na pierwszej pętli współpracowałem z Michałem, a w oddali za nami pędziła czołowa grupka zawodników z dystansu Mega oraz rywal z Giga Przemysław Ebertowski – KING OSCAR GNIEWINO. W tym miejscu dla mnie pojawił się problem, ponieważ okazało się, że długie proste szutrówki mi nie sprzyjały tym razem, moje zmiany szły opornie i generalnie nie jechało mi się tak jakbym sobie tego życzył. Cisnąłem intensywnie, jednak para szła jakby w gwizdek ;) Trochę to dziwne biorąc pod uwagę fakt, że w Miękini mocy do walki z długimi prostymi i wiatrem miałem, co niemiara, ale cóż, czasami i tak bywa. Efekt był taki, że pod koniec drugiej pętli, gdy jechaliśmy już w trójkę razem z Przemkiem w pewnym momencie po ataku Michała na wrednym kawałku prowadzącym pod wiatr lekko puściłem koło. Chwila zawahania, patyk w kole, sekundowy problem z wyprzedzeniem zawodników krótszego dystansu i rywale odskoczyli. Do mety starałem się walczyć. Oczywiście przemierzając bezgraniczne szutrowe proste odliczałem każdą sekundę wysiłku, a dwójka rywali zniknęła z pola widzenia. Kto z Was zna ten ból? :D To był ich dzień!

Na dobicie tuż przed metą spowolniony zamieszaniem zawodników z krótszych dystansów fiknąłem na główkę przez kierownicę z wysokiej betonowej studzienki, która znajdowała się tuż przy trasie. Kto przy zdrowych zmysłach wmurowuje betonową studzienkę w lesie?! :) Szczęśliwie zdjęcia z tego wydarzenia jeszcze chyba nigdzie nie wyciekły, a musiałem wyglądać, co najmniej śmiesznie, choć sytuacja do śmiesznych nie należała, co podkreślili licznie zgromadzeni w tym miejscu kibice wypytujący „czy przeżyłem i czy wszystko jest OK?” ;) Na metę zajechałem na 3 miejscu. Wynik OK, jednak pozostaje niedosyt, na następny raz będę się starał zrewanżować!


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0