Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Dzięki gościnności i życzliwości kolegi z drużyny, długi majowy weekend miałem okazję spędzić w Wielkopolsce, zaliczając przy okazji trzy wyścigi. Ściganie w tych rejonach Polski nie jest moją mocną stroną ze względu na brak dużych przewyższeń, jednak każda okazja do sprawdzenia nogi podczas bezpośredniej rywalizacji jest lepsza od najcięższego treningu. Lokalni zawodnicy praktycznie co tydzień mają do dyspozycji kilka wyścigów w promieniu 100 km od Poznania, czego szczerze im zazdroszczę. Wyścigi te jednak rządzą się swoimi prawami, a rywalizacja wygląda zupełnie inaczej niż w górach.
Pierwszym startem był sobotni DT4U MTB Maraton w Obornikach, który nie do końca przebiegł po mojej myśli. Kilkugodzinna podróż samochodem w korkach poprzedniego dnia odbiła się na mojej dyspozycji i na trasie nie byłem w stanie dotrzymać tempa czwórce Konwa – Kaiser – Kasprzak – Ebertowski. Pozostała mi samotna, dwugodzinna walka z długimi, piaszczystymi bądź leśnymi ścieżkami. Piąte miejsce OPEN zdecydowanie nie było szczytem moich marzeń, a sama organizacja i rozrzutność w temacie nagród budziła moje mieszane uczucia.
Niedziela to mój debiut w cyklu Bike Cross Maraton (Gogol MTB) w Chodzieży. Trasa wyścigu miała być „legendą”, jednak dla mnie była po prostu ciekawa, momentami… Podjazdy na pewno były jednymi z dłuższych w tym rejonie, jednak nadal zbyt krótkie, abym mógł w pełni wykorzystać swoje mocne strony (W/kg). Do końcowych metrów dojechałem razem z Adamem Adamkiewiczem i w sprinterskim pojedynku musiałem uznać jego wyższość.
Dzień odpoczynku pozwolił zebrać siły i trzeciego maja stanąłem na linii startu w Śremie w ramach cyklu Solid MTB Maraton. Startowałem tutaj również w ubiegłym roku, więc trasa była mi znana. Po pierwszych trudniejszych sekcjach technicznych uformowała się grupka, w której towarzyszyli mi Michał Górniak, Przemek Rozwałka i Adam Adamkiewicz. Charakter trasy nie sprzyjał samotnym odjazdom, jednak czułem się przyzwoicie i kilkukrotnie próbowałem zerwać rywali z koła. Powiodło się dopiero na ostatnich pięciu kilometrach i niezagrożony dojechałem samotnie do mety. Do trzech razy sztuka!
Weekend majowy mogę zaliczyć do bardzo udanych. Pogoda dopisała, sprawdziłem na własnych kubkach smakowych kilka miejscowych lodziarni, solidnie potrenowałem i spędziłem rewelacyjny czas ze świetnymi ludźmi. Czy można chcieć czegoś więcej?
COMMENTS