Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Chwilę po przebudzeniu wiedziałam, że to będzie ciężki i długi dzień – czekało mnie przejechanie 180 km, a za oknem padał deszcz… Spodziewałam się, że trasa będzie nasiąknięta, ale miałam jednocześnie cichą nadzieję, że organizatorzy przygotowali w miarę „pogodoodporną” trasę. Jak się później okazało, myliłam się.
Tuż przed 8:30 razem z pozostałymi dziewczynami ustawiłam się w pierwszym sektorze. Przy 2000 startujących pozycja z której się ruszyło miała ogromne znaczenie, ponieważ już kilkanaście kilometrów po starcie zaczęły tworzyć się korki. Pierwsze 100 km według profilu trasy miały być najcięższe – ciągłe podjazdy i zjazdy, praktycznie zero wypłaszczeń. Dodatkowo błoto zacierało napęd. Mój partner startujący z kolejnego sektora szybko mnie dogonił i od tej pory jechaliśmy razem. Szczęśliwie zabrał ze sobą smar do łańcucha, co okazało się zbawieniem dla roweru.
Jeżeli chodzi o samą trasę, to było w niej praktycznie wszystko. Wyruszyliśmy z północnej części prowincji Huelva na początku pokonując błotniste podjazdy, szybkie szutrowe zjazdy i kamieniste single. Przejeżdżaliśmy przez opuszczoną kopalnię rudy miedzi, przez którą przepływa niesamowita czerwona rzeka (Rio Tinto). Druga część wyścigu kończąca się na południu prowincji była już prawie w całości sucha i o wiele szybsza – królowały łąki, szutry i lasy w mazowieckim stylu. Dzięki temu, że na początku wyścigu bardzo się oszczędzałam i temu, że jechaliśmy razem z Michałem, udało mi się wyprzedzić kolejne kilka dziewczyn. Byliśmy naprawdę szybcy – biorąc pod uwagę ostatni międzyczas (około 60 km) przejechaliśmy go w top 20.
Ostatecznie dojechałam na 7. pozycji w open kobiet i 244 open z czasem 9h 22′. Uważam to za bardzo dobry wynik jak na pierwszy dystans ultra. Mam nadzieje, że w przyszłym roku będę miała okazję go poprawić. Z pewnością spróbuję jeszcze ścigania w tej formule.
COMMENTS