Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Tomasz „Mruwa” Pietrzycki & Piotr Żebrowski – MTB-XC.PL
Ten dzień i etap przejdzie do historii. Czwarty etap zabawy z ABR2016 czas zacząć. Ciuchy, które wczoraj dostały kąpiel są wciąż mokre ;) No cóż, Sudocrem na d..ę i wkładamy „szmaty” na siebie (do przyjemności to nie należy). Kampera zostawiamy na parkingu koło paddocku wyścigu i na rowerach lecimy na start do centrum. Miało być parę minut jazdy, a wyszło kilka więcej. Prawie spóźnieni wpadamy na start i do naszej ulubionej 4 bramki, a tu znajome twarze i rowery. Każdy jakiś taki mniej uśmiechnięty – pewnie w głowie każdy ma te 90 km, które są przed nim ;) Pewnie przez te spóźnienie telegram do Polski nie dociera na czas. Przynajmniej mamy niezłą rozgrzewkę za sobą :)
Co do samego etapu to wielkie WOW!!! Początek to start honorowy przez miasto, tłumy ludzi i dzieci, a na budziku prawie 40 km/h. Zaraz za miastem wpadamy na wąski szuter i tu następują pierwsze przetasowania. Zostajemy w „naszej” grupie i lecimy w stronę słońca, którego dziś jak na lekarstwo ;) Szuter kończy się wjazdem do lasu i wąską ścieżką pniemy się do góry. Przy pierwszej przeprawie przez wodę robi się tłok (a będzie ich chyba z 10 na etapie) i buty mokre. Nie jest to zbyt przyjemnie, kto to przeżył ten wie. Dalej po otwartych przestrzeniach z dużą ilością zieleni i licznymi kamieniami oraz skałkami zbliżamy się do morderczego i wykańczającego odcinka tj. tory a tak naprawdę to co po nich zostało. Stare podkłady kolejowe z krzakami i starymi szynami. Trwa to dobre parę kilometrów, a dłonie są mega zdrętwiałe. Przypomina nam to elementy znane z maratonu u „Golonki” w Szczawnicy Zdrój z 2005r ;) Kolejne kilometry to wspinaczka po wąskim i ciasnym singlu o sporym nachyleniu. To co zobaczyliśmy później i przejechaliśmy to opad szczęki. Wielkie białe kamienie wydobywają się wszędzie. Trudny technicznie element wzmacnia spływająca ze szczytu woda. Ubaw po pachy i tak przez kilka km. Na całym etapie przejeżdżamy przez mnóstwo czerwonych kałuż. Trzy bufety na trasie i jakoś tak nie mamy już na nic smaka, ale jeść trzeba, więc wpadają owoce a do kieszeni garść fig i orzechy włoskie. Łyk coli i lecimy dalej :) Na całym etapie napotykamy każdy rodzaj nawierzchni. Jakoś tak nawet się nie dłużyło czasowo, lecz w nogach czuliśmy kilometry :)
Etap kończymy koło parkingu a na mecie się ściskamy i tradycyjne podziękowania za współpracę!
Szybkie rego od OTE Sport i lecimy się rozjechać na bocznych uliczkach. Potem myjka i na rowery wlatuje Fenwisks do mycia. Zostaje smarowanie łańcucha i rower jest gotowy do jazdy na kolejne kilometry:)
Prysznic w aucie i kończymy wczorajszy makaron oraz pochłaniamy co mamy pod ręką :) Ogarniamy auto, bo jakiś porządek i czystość musi być. W drodze na parking (niestety rolnik wyrzucił wszystkich z pola, gdzie był oficjalny paddock) tankujemy auto i nabieramy wodę do kampera. Potem zajeżdżamy znowu na pizze – paliwo musimy dostarczyć do organizmu. Idziemy spać, by jutro jakoś ruszyć do kolejnego etapu. Relacja tak późno, bo zaliczyliśmy krótką drzemkę regeneracyjną. Do jutra … Mruwa i Żeber
Piotr Kozdryk & Bartosz Męziński – Centrum Rowerowe Olsztyn Finisher.pl
Czwarty etap rozpoczyna się w Cordobie (miasto tak jak model Seata, miasto większe od naszego Olsztyna). Meta jest w stadninie koni miedzy górami, a Cordobą. Start jest z centrum i do tego jeszcze runda honorowa. Na start jedziemy z 30 osobową grupką Hiszpanów co kończy się szukaniem startu i jeżdżeniem na czerwonym świetle po całym mieście, a to wszystko na oczach Gwardii Cywilnej – taki hiszpański porządek!
Od startu jest 20 km płaskiego, więc jedzie się w grupach, a później góry! Trasa dzisiaj była bardzo ładna, a to ścieżki, a to zjazdy. Była twierdza na górze i jazda po torach przez 2 km ścieżki, do tego podjazdy i zjazdy. Ale ja z tego etapu zapamiętałem najbardziej ok 30 metrów drogi przed sobą i plecy swojego partnera. Czasami Bartek jest 3 metry przede mną, czasami 300 metrów. Ale jest jak mój cień albo wyrok dla skazanego, który jak tylko się budzi i widzi swoją cele i kraty wie, że to go czeka! Jadę ze zwieszoną głową, jak koń który ciągnie za ciężki wóz i jak tylko podniosę wzrok to widzę plecy Bartka albo podjazd na którym On będzie na mnie czekał. Dzisiejszy etap (ponad 5 godzin) to próba wytrzymałości psychiki. Obaj jeździliśmy rożne etapówki, ale zawsze solo – jazda w parze to co innego! Mówili mi wcześniej doświadczeni koledzy, że zawsze ktoś jest silniejszy i ktoś kogoś „piłuje”, ale dopiero człowiek teraz to zrozumiał jak to poczuł!
Dzisiaj nie zrobiłem żadnego zdjęcia, ale najbardziej obiektywna byłaby pusta droga i Bartek na końcu tej drogi. Nie tylko ja miałem słaby dzień, w sumie wiele zespołów przyjechało w różnym stanie i w różnym czasie.
Wyniki 4 etapu Andalucia Bike Race 2016
- Alban Lakata / Krystian Hynek – Topeak Ergon Racing Team 1 – 3:38:11
- Juan Pedro Trujillo / Victor Manuel Fernandez – Berria Factory Team UCI – 3:38:37
- Frederic Gombert / Vincent Arnaud – Cycletyres.com – 3:40:32
- Tomasz Pietrzycki / Piotr Żebrowski – MTB-XC.PL – 4:51:02
- Szymon Ciarkowski / Michał Kobiałka – Noname Bike Team – 5:09:37
- Piotr Kozdryk / Bartosz Męziński – Centrum Rowerowe Olsztyn & Finisher.pl – 5:30:36
COMMENTS