Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Piotr Żebrowski:
2 dzień pobytu na kultowej etapówce rozpoczęliśmy od pobudki o 7 z minutami. Na śniadanie wjechały różne dania. Cztery osoby to i różne preferencje ;) Start o 10, a my parę minut przed w proszku, bo szukaliśmy naszego sektora ;) Strzał i poszliśmy za tłumem.
Początek jak na wyścigu szosowym, łokcie szły w ruch i pełna koncentracja. Była mocna gleba, a zawodnicy fruwali za barierki. Po kilku kilometrach ostry skręt w lewo w szutr i korek. Butujemy jak wszyscy, ale boczkiem, boczkiem i jesteśmy kilkanaście osób wyżej. Dalej tylko pod górę po gaju oliwnym. Po kilkunastu kilometrach zaczynamy zabawę na cudownych singlach. Trudne technicznie i te ich podłoże – twarda glina i sypki pył na wierzchu lub luźne kamienie – trzeba je polubić;)
Każdy zakręt, każdy uskok to wyzwanie. Karkołomnie mijamy parę na fatbikach, zawalidrogi:) Co z tego, jak i tak nas przegonią później. Po rewelacyjnym singlu trzeba się natrudzić na podjeździe, który zdaje się nie mieć końca. Gdzieś w 3/4 etapu trafiamy ponownie do raju: singiel w dół, Mruwa szarżuje i chwile potem sprawdza wytrzymałość kasku R2, który nie pęka, tak jak Mruwa. Drzewko oliwne ratuje go przed stoczeniem się kilkadziesiąt metrów niżej. Singiel kończy się czymś na kształt rock garden, każdy wybiera swoją drogę między głazami i uskokami. Zaraz za kamieniami napotkamy coś niesamowitego – trawers i wąska ścieżka, ale to nic!!! Jest ona nachylona pod pewnym kątem … jedziemy pochyleni w lewo w stronę stoku :) Cuda i wielki banan na ustach! Końcówka etapu to 13 km mega szybkiego zjazdu po asfalcie, szutrach i milionach krzaków z oliwkami oraz 3 km podjazdu na miejsce startu i mety. Dojeżdżamy z czasem ciut ponad 5h dziękując sobie nawzajem za jazdę :)
Na koniec upragniony bufet…figi, pomarańcze i banany oraz orzechy. Wszędzie mnóstwo ludzi, ale większość uśmiechnięta tak jak i my :)))
Wieczór spędzamy w miasteczku między Jean a Aldajur w lokalnej knajpce przy tutejszym jedzeniu – w knajpie nikt nie mówi po ang. :) Zamówiliśmy na farta nasze dania – dostaliśmy kalmary, krewetki i polędwice z frytkami oraz małe krokieciki.
Śpimy w naszym prywatnym hotelu tuż przed w/w knajpą.
Paweł Kozdryk:
Niestety ale brak treningów od miesiąca daje się odczuć, do tego przelożenia w Rohloffie są nie wystarczające. Nogi mam już zajechane.
COMMENTS