Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Przełaje w Polsce mają niewątpliwie swoje pięć minut, które z roku na rok trwa coraz dłużej. To przede wszystkim zasługa tego, że ludzie coraz chętniej wychodzą na rower nawet w chłodne dni, a także tego, że wokół przełajów tworzą się fajne społeczności w ramach których organizowane są ustawki czyli nieformalne zawody. Bo ze stricte sportowego punktu widzenia w większości przypadków, żeby startować w zawodach (praktycznie wszystkie z kalendarza PZKol) to musisz mieć licencję. Rzadko kiedy podczas takich zawodów jest przewidziany wyścig dla amatorów, choć i to powoli się zmienia.
Mimo, że przełaje to wciąż nisza w niszy, to zainteresowanie nimi jest mierzalnie coraz większe, o czym chociażby świadczą odpowiedzi w naszej corocznej ankiecie, gdzie 8% z Was zadeklarowało posiadanie przełaju, a ponad 10% zadeklarowało chęć zakupu takowego. Zestawienie, które co roku przygotowujemy także cieszy się sporym zainteresowaniem. Do tego pomagają ostatnio łagodne zimy, a przełajem przecież można pojechać z powodzeniem i po asfalcie, i po szutrze i po lesie, niezależnie od warunków. Dochodzi też wzrost widoczności przełajów w mediach bo relacji z Belgii, Holandii czy USA nie brakuje. A wracając do naszej ankiety to z roku na rok widać, że osób zainteresowanych przełajem jako formą na „przetrwanie” zimy jest też coraz więcej. W końcu przełaj to także łącznik między „szosowcami” i „góralami”, bo i jedni i drudzy sięgają właśnie po przełaj.
Po co kolejny rower? Bo jeżdżąc regularnie na przełaju poprawiasz technikę jazdy, uczysz się jeszcze lepiej balansować na rowerze, przede wszystkim jeżdżąc po różnych podłożach, łącznie z kopnym piachem. Uczysz się równomiernie pedałować, płynnie pokonywać przeszkody itp.
Tej jesieni miałem przyjemność jeździć na przałajówce Fuji z serii Altamira CX – model 1.5. To najniższy model na karbonowej ramie. Najniższy, wcale nie najgorszy, bo sama waga roweru poniżej 9 kg już świadczy o tym, że mamy do czynienia ze starannie zaprojektowanym rowerem zbudowanym w oparciu o wysokie komponenty. Już w katalogowej konfiguracji można spokojnie stanąć na starcie jakiejś Pucharu Polski czy nawet Mistrzostw Polski i o ile noga podaje, to rywalizować na równi ze wszystkimi.
Rama to oczywiście wizytówka i znak rozpoznawczy Fuji. Zaprojektowana w amerykańskich laboratoriach. Karbonowa rama nie tylko z taperowaną główką, ale także górną rurą z profilem ułatwiającym zarzucanie roweru na ramię ;) oraz osłoną suportu.
Napęd, przerzutki, hamulce i klamkomanetki to SRAM Rival. Dla mnie to pierwszy kontakt z tym osprzętem w rowerze przełajowym / szosowym, ale mając na uwadze, że jeśli chodzi o rowery górskie to „tylko SRAM” to byłem bardzo ciekaw działania tego systemu. Na początku trudno się przestawić na „Double Tap”, bo tą samą klamką wrzucasz, jak i zrzucasz bieg. Trzeba jednak przyznać, że precyzja pracy przerzutek na wysokim poziomie. W międzyczasie wystartowałem w dwóch ustawkach, bo przecież nie mam licencji i „tylko to” mi zostaje, do tego przejechałem sporo kilometrów i cały czas wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku.
Choć ortodoksi uważają, że w przełaju czy szosie to tylko canti, to jednak komfort jaki dają hamulce hydrauliczne jest bez porównania. W tym roku coraz więcej zawodników nawet na Pucharze Świata korzysta z przełajówek z tarczami, więc nie ma co bronić się przed zmianami. Zintegrowane z manetkami hamulce SRAM Rival działają bez zarzutu, a tarcze 160/140 mm wydają się wystarczające. W końcu to nie jest rower do ekstremalnie długich zjazdów.
Diabeł tkwi w szczegółach i w Fuji wiedzą o tym dobrze – nie ma tu niczego od OEM’owego producenta. Wszystkie komponenty to jakość sama w sobie – Oval (siodło, sztyca, mostek, kierownica) oraz blatym, którymi u tego producenta są kute na zimno Praxisworks (36/46T). Koła także firmowane są przez Oval. Aluminiowy komplet waży niewiele ponad 1900 gram, do tego spłaszczone szprychy – 24 z przodu, 28 z tyłu. Dodatkowo dla lepszej sztywności z przodu sztywna oś 12 mm. A opony? Można rzec mistrzowskie – Challenge Grifo!
Im więcej rowerów przewija się przez moje ręce tym bardziej wybredny się staję i tym bardziej zwracam uwagę na detale. Altamira od Fuji to jeden z tych rowerów, które mogłyby zostać u mnie na stałe. Niezależnie od pory roku i nawierzchni robienie kilometrów na tym rowerze to czysta przyjemność.
Katalogowa cena roweru to 10 399 PLN, a pełna specyfikacja oraz informacja o dystrybucji dostępna jest na stronie producenta.
COMMENTS