Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W sobotę w Stężycy odbyły się pierwsze w historii Mistrzostwa Polski MTB w jeździe parami na czas. Ja wraz z moim teamowym kolegą Łukaszem Góralewskim postanowiliśmy spróbować swoich sił i powalczyć o tytuł Mistrza Polski. W kategorii mieszanej wystartowało aż 25 par. Mocna obsada sprawiła, iż każda sekunda była na wagę złota. Do pokonania mieliśmy tylko 1 rundę, która liczyła 15 km. Nigdy nie ukrywałam, że nie czuję się dobrze na tak krótkich dystansach, gdzie na prawdę trzeba wycisnąć z siebie dosłownie wszystko i nie ma tu mowy o żadnych odpoczynku. Wykładasz na stół wszystko co masz. Dodatkowo nasz start zaplanowany był na godzinę 15:23, także temperatura dawała się we znaki i utrudniała zadanie. Sama trasa była bardzo szybka, choć miejscami nie brakowało piachu i wyboistych ścieżek. Wystartowaliśmy na prawdę mocno i takie mocne tempo utrzymywałam do 10 km siedząc na kole, bo takie było naturalne założenie. Ostatnie 5 km moje tempo trochę siadło. Zaczęłam odczuwać te pierwsze kilometry szarży. I tu podziękowania dla mojego kolegi, który motywował mnie co chwilę i wspierał, dzięki czemu wygraliśmy i zdobyliśmy koszulki Mistrzów Polski Amatorów. Podczas ostatnich Drużynowych Mistrzostw Polski zabrakło do złotego medalu 8 s, tym razem wygraliśmy z przewagą ponad 40 s nad drugą drużyną, stąd bardzo ważne było dla nas to zwycięstwo. Następnego dnia w tym samym miejscu odbył się start kolejnego etapu Lotto Poland Bike Marathon. Trasa dystansu Max liczyła 57 km i mimo, iż była ona płaska, zaliczam ją do jednej z najtrudniejszych, jaką w tym roku jechałam. A to za sprawą przede wszystkim wszechobecnego piasku, bowiem większość dystansu przejeżdżaliśmy przez grząski piach, gdzie każdy przejechany metr po nim był męczarnią i walką o utrzymanie równowagi. Do tego wyboiste ścieżki po trawie, suche igliwie, mnóstwo korzeni, dziur, gałęzi i szyszek. Były również problemy z oznakowaniem trasy, gdzie duża część zawodników, w tym i ja, pogubiła trasę. Jakby tego było mało, zaliczyłam bolesny upadek, ale na szczęście nie na tyle poważny, by nie kontynuować jazdy. Suma summarum straciłam kilka dobrych minut. Na ostatnim kilometrze dowiedziałam się, że jadę pierwsza i tak też dojechałam do mety wygrywając Open Kobiet z przewagą ponad 9 minutową. Forma jest, dlatego teraz kilka spokojnych treningów w górach i Bike Maraton w Myślenicach jako wisienka na torcie. Czas poznać swoje miejsce w szeregu i posmakować przyszłorocznych zmian :)
COMMENTS