Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Już czwarty rok z rzędu najwyższy szczyt Karkonoszy i za każdym razem były to inne wyścigi – zarówno od strony warunków atmosferycznych, obsady, formy a co za tym idzie zajmowanego miejsca. Po ubiegłorocznym 2. miejscu open nadzieje były rozbudzone, a wyścig był dla mnie jednym z ważniejszych w sezonie. A to, że lubię uphille nie jest tajemnicą. Nie jest też tajemnicą, że z formą w tym roku trochę w kratkę, a może to po prostu fakt że przez zimę nikt się nie obijał i praktycznie u każdego widać ogromny skok formy.
Sam wyścig pojechałem dość równo, na asfalcie pilnując aby nikt z przodu nie odjechał, a na kostce odnalazłem własne tempo i pokonywałem kolejne metry przewyższenia. Przez większą część trasy jechałem na 4. pozycji, choć wiedziałem, że z tyłu jest gęsto. Z przodu natomiast daleko Michał Ficek, a w zasięgu wzroku Paweł Gnitecki i Łukasz Derheld, którzy jak co roku na Uphillu robią godne wyniki.
Przed kluczowym podjazdem na sam kopiec Śnieżki zrównał się ze mną Dawid Romanowski, a z tyłu czaił się jeszcze Rafał Ignaczak, który rewelacyjnie pojechał drugą połowę dystansu. Walka o pozycje 4-6 rozegrała się praktycznie na ostatnich 500 m. W sumie nie byłem świadomy, że Rafał jest tak blisko. Doping kibiców niósł i dodawał +50 W, więc przyśpieszyłem (co nie było łatwe, w końcu od 50 minut jechałem na 99% możliwości, a od Domu Śląskiego tętno nie spadało poniżej 180).
Dawid został kilka metrów z tyłu, ale dosłownie 50 m od szczytu wyprzedził mnie Rafał. Nie było co kalkulować, trzeba było dołożyć do pieca wszystko co się miało i jeszcze 30% więcej. Kilka mocnych depnięć na stojąco i….w sumie nie pamiętam, finisz wygrałem to wiem, a następne co mi się przypomina to tulenie kamienia na szczycie, nie wiem jak długo, pewnie z minutę. Chyba jeszcze na żadnym wyścigu, aż tak się nie zagiąłem, ale to jest dla mnie wyjątkowa impreza. Po prostu nie mogłem odpuścić. Czas dobry, bo oficjalnie 53:44 (czyli około 55:44 licząc tak jak to było zazwyczaj czyli spod DW Bachus….choć też nie do końca, bo wtedy był start ostry, a teraz honorowy i się jechało wolniej….co by nie było i jak by nie liczyć, to stary rekord – 58:03 – poprawiony). Podsumowując – 4. open; 2. M3; czas pobity; wyścig udany!
Gratulacje wszystkich, którzy zmierzyli się z górą, w szczególności dla zwycięzców i do zobaczenia (oby) za rok.
Zdjęcia: Łukasz Szurbkowski, Katarzyna Rokosz
COMMENTS