Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Nie wiedziałem czego się spodziewać po mojej dyspozycji na tym maratonie. Z jednej strony treningi prowadzone były tak, że na start w Jeleniej forma powinna być optymalna, ale z drugiej przez ostatni tydzień zmuszony byłem brać antybiotyk po wypadku w Wiśle i szyciu dolnej wargi. Niemniej cieszyłem się bardzo na kolejną możliwość pościgania się w górach!
Od startu założyłem sobie spokojne tempo, żeby stopniowo wchodzić na obroty i sprawdzić jak działa silnik w trybie „race”. Tak zachowawcza taktyka poskutkowała dalekim miejscem na pierwszych km wyścigu. Niemniej cały czas wyprzedzałem i nim wjechaliśmy w góry byłem już w miarę z przodu.
Prawdziwy wyścig zaczął się dla mnie podjazdem pod Łopatę. Podkręciłem tam tempo i zostawiłem rywali ze swojego grupetto. Nie było źle. Przede mną majaczyły koszulki czołówki mega oraz zawodników z top 10 giga.
Niestety okazało się, że w tym dniu długo się nie pościgam. Pod koniec zjazdu z Łopaty uślizgnęło mi się przednie koło i wylądowałem na dużym kamieniu. Jak to ostatnio mam w zwyczaju, twardość sudeckiego kamienia sprawdzałem głową. Okazał się mocniejszy niż mój kask Giro, który pękł, ale uratował przed pęknięciem moją głowę – nie muszę chyba wszystkim mówić, że jestem mu za to bardzo wdzięczny! ;)
Szczęśliwie, poza obtarciami i obiciami nie stała mi się większa krzywda i lekko oszołomiony mogłem kontynuować dalszą jazdę! W czasie, gdy dochodziłem do siebie, wyprzedziły mnie 4 osoby, w tym jeden rywal z kategorii M3, więc musiałem brać się do roboty i odrabiać straty!
Niestety, gdy serce rwało się do walki organizm zaczął się buntować. Mimo próby jazdy na zagięciu, nogi nie chciały kręcić się optymalnie, a tętno nie wchodziło na właściwe pułapy. Nie to jednak okazało się gwoździem do trumny. Prawdziwym problemem dla mnie stały się zjazdy. Ewidentna blokada psychiczna po wywrotce spowodowała, że do końca wyścigu mocno zwalniałem na technicznych fragmentach trasy i duuużo traciłem do rywali.
Niemniej woli walki nikt nie może mi odmówić. Cały czas starałem się jechać bardzo mocno. Krótkie podjazdy pod koniec wyścigu atakowałem na stojąco, a na ostatnich 15 płaskich kilometrach do mety jechałem już na pełny gwizdek!
Reasumując, dość pechowy maraton w Jeleniej Górze przyniósł mi 16 msc open i 2 w kat. M3. Przed startem liczyłem na TOP 10 – z uwagi na rozgrywany na trasie Puchar Polski było by to całkiem niezłe miejsce. Myślę, że gdyby nie upadek, mógłbym powalczyć o wejście do dziesiątki!
COMMENTS