Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Zgodnie z realizacją swoich planów startowych na ten sezon, w minioną niedzielę wystartowałam w kolejnej edycji Lotto Poland Bike Marathon w Nadarzynie. Trasa miała być szybka, łatwa, być chwilą oddechu przed kolejnymi, cięższymi etapami, ale w gruncie rzeczy wcale taka nie była. Teoretycznie było płasko, jednak trasa wiodła delikatnie pod górę. Niezauważalne, ale odczuwalne. Do tego dużo krętych singli, ciągłe hamowanie i przyspieszanie. Były też odcinki, na których widoczna była ingerencja leśnych zwierząt, co z pewnością dało się we znaki. Dystans Max miał do pokonania dwie rundy+dojazd, łącznie 50 km. Na każdej z nich dodatkową atrakcją był przejazd hopkami przez Żwirownię, co było fajnym elementem. Ten dzień ewidentnie nie był mój. Brakowało lekkości, nogi były sztywne. Jak to mawiają: bomba nie wybiera. Od startu jednak prowadziłam, ale wiedziałam, że nie będzie to łatwy dla mnie wyścig. Przed rozpoczęciem drugiego okrążenia doszła mnie Magda Fejfer z małą grupką i cel był jeden, utrzymać się na kole. Przez jakiś czas to się udawało, ale bardziej walczyłam sama ze sobą. W końcu poszedł atak, a ja niestety nie byłam w stanie go odeprzeć. Zostałam sama i próbowałam dojść uciekinierów, niestety bez skutku. Ostatnie 10 km czułam już oddech kolejnych zawodniczek za plecami, co więcej, nawet słyszałam, ale nie po to przyjechałam do Nadarzyna, żeby poddać się bez walki. Kolejne kilometry pamiętam już jak za mgłą. Tym razem wystarczyło na 2 miejsce w Open Kobiet, co wydaje się dobrym wynikiem bo na prawdę starałam się przemóc swoją niemoc tego dnia, ale ambicje jednak były większe. Broni jednak nie składam i nie pozostaje nic innego, tylko próbować dalej swoich sił na kolejnych edycjach.
COMMENTS