Dominik Grządziel (Romet Racing Team) – Cyklokarpaty – Polańczyk

HomeKomentarze

Dominik Grządziel (Romet Racing Team) – Cyklokarpaty – Polańczyk

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Błoto! Nie da się jechać. Zeskakuję z roweru i biegnę. Zapadam się po kostki i łydki w błotnej mazi. Zamiast pięknych błękitnych butów Shimano mam na nogach dwa błotne klocki. Koła prowadzonego roweru oblepiają się błotem tak skutecznie, że po chwili przestają się kręcić. Rower nie daje się pchać, więc próbuję go nieść. Nie jest to łatwe – utopiony w błotnej zupie waży ok. 20 kg! Czuję się bezsilny, chyba w tym momencie mógłbym się rozpłakać… ;)

Powyższy opis nie jest niestety wizualizacją koszmarnego snu kolarza górskiego, tylko kroniką rzeczywistych zdarzeń, jakich doświadczyłem w niedzielę na maratonie w Polańczyku… Pierwsze 20 km trasy prowadziło m.w. w połowie właśnie po takiej błotnej rzeźni! Nie powiem – było ciężko i zaczęło mnie nachodzić zwątpienie o sens takiego survivalu, jako że jestem raczej typem zawodnika, który ceni sobie przejezdność tras… ;)

Ale, że mężczyźni, a zwłaszcza kolarze, lubią się widzieć w kategorii twardzieli, nie mogłem się poddać i musiałem walczyć dalej! ;) A było z kim i o co się bić…

Początek wyścigu ułożył się po mojej myśli. Na pierwszym podjeździe zabrałem się w ucieczkę z Bartkiem i Marcinem Gołuszką (obaj gigowcy). Niestety na pierwszym śliskim zjeździe wyprzedził nas Arek Krzesiński, który rewelacyjnie sobie radzi w takich warunkach. Jego umiejętności w jeździe po błocie pozwoliły na zbudowanie w pierwszej części trasy dość dużej przewagi nade mną, która miejscami dochodziła nawet do 2 minut.
Na szczęście po fatalnym początku, druga część trasy prowadziła długimi szutrowymi drogami o interwałowym charakterze. Już po rozjeździe mega/giga podkręciłem mocno tempo i na jednym z takich podjazdów udało się dojść Arka. Nie bawiłem się w żadne taktyczne rozgrywki, tylko od razu go wyprzedziłem i dodatkowo podkręciłem tempo. Chwilę utrzymywał się na kole, ale w końcu zaczął lekko odstawać. W tym momencie wysunąłem się na prowadzenie, do mety pozostało ok. 20 km.

Jazda na pierwszej pozycji zawsze daje mobilizującego kopa i pozwala wydobyć dodatkowe pokłady energii. Nie ustrzegłem się jednakże błędu w postaci złej interpretacji jednego ze znaków: prawdopodobnie pomyliłem czerwone znaki: „zawróć” i „zachowaj ostrożność”… :) Kosztowało to mnie jakieś 2 minuty czasu, ale na szczęście uzyskana wcześniej przewaga pozwoliła dowieźć zwycięstwo do mety. Nawet pomimo faktu, że ostatnie kilometry znowu wiodły po bardzo błotnistej, śliskiej nawierzchni, gdzie wywinąłem orła lub nawet dwa! ;)

Pierwsze zwycięstwo OPEN w tym sezonie cieszy, tym bardziej, że Bartek wygrał na giga, więc ROMET RACING TEAM rozbił bank w błotnym Polańczyku! :)


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0