Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Kiedy znany jest już mniej lub bardziej kalendarz na sezon to siadam i zastanawiam się nie tylko nad tym, gdzie sam chcę pojechać, ale przede wszystkim, które imprezy są tymi, na których chcę pojawić się jako kibic, fan, a przy okazji także media. Dlaczego tylko 2-3 takie dni w roku? Bo wszystko – przede wszystkim rodzina, potem praca i dopiero na trzecim miejscu rower. Jak to kiedyś napisał Szymonbike – „Żeby jeździć, trzeba jeździć”. Dlatego też kiedy przychodzi kolej na rower, to przede wszystkim szukam czasu, żeby na nim jeździć. Nie zawsze chodzi o ściganie. Nie spalam się na to, żeby co weekend gdzieś się ścigać, żeby zamknąć trzy generalki w jeden sezon itp. Staram się przede wszystkim czerpać radość i przyjemność z roweru. Także kibicując. Dlatego zawsze na początku roku wybieram sobie te 2-3 dni w roku, kiedy jadę na zawody, ale rower zostaje w domu. Jadę kibicować. Jadę zobaczyć jak ścigają się prosi. Jadę zobaczyć prawdziwe kolarstwo.
Nie, nie jadę kibicować na maratony mtb, bo to są zawody, gdzie zawodnicy wjeżdżają do przysłowiowego lasu na trzy godziny, a w miasteczku zawodów praktycznie nic się nie dzieje. Interesują mnie rozstrzygnięcia, ale do tego wystarczą mi wyniki online. Nie jadę też na zawody szosowe, chyba, że odbywają się na powszechnie krytykowanych rundach, bo jechać gdzieś, żeby zobaczyć kolarzy przez kilkadziesiąt sekund to nie jest dla mnie. W Polsce nawet TdP nie ma tego rozmachu co wielkie toury, więc po prostu nie ma czego oglądać. Co innego jeśli akurat wyścig przejeżdża przez miasto, w którym akurat jestem. Ale to raczej przypadek niż coś celowego. Dlatego szosę najchętniej oglądam w telewizji :)
Te 2-3 dni w roku poświęcam na zawody w cross country oraz kolarstwo przełajowe. W zależności od rundy można mniej lub bardziej śledzić przebieg rywalizacji w całej rozciągłości albo po prostu przemieszczać się wzdłuż niej. Do tego mamy w ciągu jednego dnia kilka wyścigów, a jeśli organizator wplecie między start kobiet i elity mężczyzn start amatorów, to nawet rower można zabrać ze sobą. Wracając do tych 2-3 dni w roku to w 2014 roku byłem na Memoriale Marka Galińskiego w Gielniowie, Mistrzostwach Świata w Norwegii oraz jednej z edycji Pucharu Polski w kolarstwie przełajowym, która rozgrywana była w Sławnie. Żadnego z tych wyjazdów nie żałuję, ale jednego mnie nauczyły. Kibicowanie na takich zawodach wymaga dwóch – trzeba znać zawodników, czyli kto z kim się ściga i jakie ma szanse oraz naprawdę trzeba lubić te odmiany kolarstwa. Nie ma co na siłę ciągnąć ze sobą ludzi, którzy tego nie czują, a przecież kibicowanie to co najmniej pół dnia spędzonego przy trasie.
Moje typy na 2015 to:
- 31 stycznia – 1 lutego – Mistrzostwa Świata w kolarstwie przełajowym w czeskim Taborze
- 20 czerwca – Jelenia Góra Trophy – Maja Włoszczowska Race – w tym roku kategoria HC!!!
- 18-19 lipca – Mistrzostwa Polski w kolarstwie górskim w Sławnie
- 1-2 sierpnia – Memoriał Marka Galińskiego
- jedna albo dwie rundy PP w kolarstwie przełajowym
A Ty skoro tak bardzo lubisz się ścigać i wiesz co znaczy doping na ostatnich metrach maratonu, na jakie zawody pojedziesz w 2015 żeby kibicować kolarzom górskim albo błotniakom?
COMMENTS