Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Liga Północy – Debrzno
Rafał Szturo – TTC BULL RACING TEAM:
Wyścig pełen niespodzianek, nie tylko ze względu na zaskakująco wymagającą trasę, ale też z powodu kilku wydarzeń. Najpierw, na polno-asfaltowej dojazdówce do rundy spotkanie z małym wystraszonym dzikiem, z którego wszyscy wyszli z tego bez szwanku. Potem kraksa w peletonie, ja na szczęście z przodu, więc bez strat. Peleton jedzie w miarę zgodnie do pierwszej sekcji XC i przejazdów przez potok. Tam wjeżdżam drugi za Maciejem Zielonką. W miarę sprawnie przejeżdżamy techniczne ścieżki i okazuje
się, że zostajemy we czterech, ale grupka szybko kurczy się do trzech zawodników. Współpracujemy zgodnie ale widzę, że chłopaki trochę odstają na podjazdach. Po którymś podjeździe zostaję sam, więc dokręcam, żeby uzyskać przewagę. Po drodze jeszcze ostry zjazd i spotkanie z jeleniami i fotografem, który kieruje na właściwą drogę, bo przestrzeliłem zakręt. Na drugą rundę wjeżdżam samotnie i jadę całość równym tempem. Końcówka to trochę walki z uchodzącym z tyłu powietrzem, ale gdy zauważyłem na horyzoncie wieżę w Debrznie wiedziałem, że dojadę nawet na samej obręczy. Na metę wjeżdżam niezagrożony z 2 minutową przewagą.Gratulacje dla organizatorów za tak fajną imprezę MTB na Pomorzu!
Skandia Maraton – Bukowina Tatrzańska
Grzegorz Hajda – Sokół Kęty:
W sobotę wystartowałem w maratonie Bukowinie Tatrzańskiej. Ten start planowałem od razu po sprawdzeniu profilu trasy. Wiedziałem, że będzie to ciężki maraton i że tam mogę powalczyć o wysoką lokatę. Wyścig od samego początku przebiegał po mojej myśli, zaraz po premii oderwałem się z Grzegorzem Czetyrko i zgodnie współpracowaliśmy, co pozwoliło uzyskać przewagę i kontrolować wyścig do samej mety. Na kresce udało mi się zwyciężyć. Zawody można zaliczyć na plus i czekać na kolejną górską edycję, ale to chyba już za rok.
Bartosz Kołodziejczyk – Euro Bike Kaczmarek Electric Team:
Tatrzańska edycja Skandii miała być prawdziwym górskim przetarciem. Podchodziłem do tego z rezerwą, lecz na miejscu okazało się, że organizator słusznie opisał trasę, jako bardzo wymagającą. Na dystansie Medio do pokonania mieliśmy 44km i 1500m przewyższenia. Metry w pionie uzbierane były na niezłych sztajfach, które śmiało można porównać z bliskim Gliczarowem. Mało było miejsc na trasie na odpoczynek – ledwo teren się wypłaszczał, a za zakrętem czekał na nas kolejny sztywny podjazd. Stając na starcie liczyłem, że praca, którą wykonałem podczas ostatniego długiego weekendu zaowocuje dobrym wynikiem. Chwilę po 11 ruszyliśmy spod Term. Od startu mocne tempo podyktowali Grzesiek Czetyrko i Grzegorz Hajda, którzy po kilku kilometrach oderwali się od grupy. Na zjeździe doskoczył do nich jeszcze mój klubowy kolega Oskar Pluciński, który zdołał wygrać premię Shimano. Po sprinterskim pojedynku musiał trochę odpuścić i kolejne kilometry pokonywaliśmy razem z Oskarem i Radkiem Lonką wzajemnie się tasując – ja zyskiwałem na podjazdach, a oni na zjazdach. Prowadząca dwójka była już raczej poza naszym zasięgiem, a u nas sytuacja nie zmieniała się, aż do jednego z ostatnich podjazdów przed bufetem na drugiej rundzie. Tam oderwałem się od kolegów i swoim tempem podążyłem do mety. Na kresce zameldowałem się 3. Open, co jest moim zdecydowanie najlepszym wynikiem w tym sezonie.
Bike Maraton – Myślenice
Aleksandra Misterska – ROMET MTB TEAM:
W Bike Maratonie w Myślenicach startowałam po raz pierwszy. Spodziewałam się, że trasa będzie wymagająca kondycyjnie, jak na Beskidy przystało, natomiast zaskoczyła mnie także ciekawymi odcinkami technicznymi. Pozostanie ona jedna w mojej pamięci pod znakiem walki z samą sobą. Tego dnia organizm buntował się przed wysiłkiem i utrzymanie dobrego równego tempa kosztowało mnie dużo sił. Dodatkowo skutki kontuzji, której doznałam na 3 dni przed startem, nie ułatwiały mi zadania. Dopiero w drugiej połowie dystansu kręciło się już lepiej i mogłam cieszyć się trasą. Trudy wyścigu wynagrodził jednak wynik, gdyż udało mi się dojechać do mety pierwszej w wśród kobiet.
Dominik Grządziel – Dobre Sklepy Rowerowe – Author:
Do Myślenic wybrałem się treningowo, zmobilizowany ciekawą, górską trasą oraz bliskością miejscówki. Tym razem postanowiłem pojechać dystans mega, żeby za bardzo nie eksploatować organizmu i przypomnieć sobie jak wygląda ściganie na krótszej trasie. Od startu poszło bardzo mocne tempo. Udało mi się utrzymać w czołowej piątce, ale kosztowało mnie to dużo sił. Pierwszą część trasy jechałem z Mateuszem Zoniem, jednakże urwał mnie na kamienistym podjeździe. Samotnie starałem się utrzymywać dobre, mocne tempo na podjazdach oraz szybko pokonywać kamieniste zjazdy. Znam i bardzo lubię tereny Beskidu Wyspowego, więc zjazdy dawały mi tego dnia naprawdę wiele radości. Z szacunków wynikało, że jadę drugi open za Mariuszem Kozakiem (pierwszy w kategorii). Jak na start treningowy było więcej niż nieźle, więc zadowolony mocno cisnąłem ostatni podjazd i zjazd. Ku mojemu zdziwieniu nagle zobaczyłem przed sobą pilota na motorze, który zaczął mnie eskortować do mety… Okazało się, że Mariusz pomylił trasę na ostatnim zjeździe i jadę po wygraną! Tak też się stało. Linię mety minąłem z bezpieczną prawie 3 minutową przewagą nad drugim zawodnikiem. Fajnie, bardzo się cieszę! :) Tak to bywa w kolarstwie i ogólnie sporcie. Nie zawsze wygrywa najmocniejszy, trzeba też mieć trochę szczęścia, no i patrzyć gdzie wskazują strzałki na trasie! ;)
Kamila Płoszczyca – www.kamila-ploszczyca.pl:
Bike Maraton w Myślenicach był dla mnie ostatnim sprawdzianem formy przed zbliżającym się wyścigiem etapowym Bike Adventure. Mimo tego, że trasa Mega liczyła tylko 42km, to okazała się mocno wymagająca, szczególnie kondycyjnie. Od startu ruszyłam mocnym tempem, już na pierwszym podjeździe przebijając się na 3 miejsce wśród kobiet. Niestety pierwsze dwie zawodniczki startowały z wyższego sektora i ani przez moment nie miałam z nimi kontaktu wzrokowego. Trasa była zróżnicowana i ciekawa, myślę, że jedna z ciekawszych na Bike Maratonie.
Z upływem kilometrów i sumowaniem się przewyższeń zmęczenie narastało, zaczęły się skurcze, jednak starałam się nie tracić tempa, gdyż miałam świadomość, że gdzieś z tyłu jadą jeszcze mocne rywalki, które na końcówce wyścigu mogą zaatakować. Jednak przewaga jaką wypracowałam w pierwszej części wyścigu okazała się bezpieczna i pozwoliła ostatecznie na zajęcie 3 miejsca open kobiet, co jest dla mnie dobrym prognostykiem przed rozpoczynającą się 3 lipca etapówką.
Świętokrzyska Liga Rowerowa – Łączna
Sylwia Jadczyk-Szewczyk – Kettler Bike Team:
Jest to mój pierwszy sezon w wyścigach mtb. Koledzy z zespołu postawili ambitny cel: ŚLR. Podczas pierwszej edycji w Daleszycach zobaczyłam, że góry i rower to jest to co lubię. Przeżyłam Nowiny i miało być dalej z górki. Tymczasem Łączna okazała się maratonem bardziej wyczerpującym. Trasa rozpoczęła się mocnymi asfaltowymi podjazdami, co okazało się bardzo korzystne, gdyż na podmokłych parnych łąkach wylądowaliśmy ustawieni według mocy. Trzymający, trawiasty podjazd nie pozwalał usiedzieć w siodle. Słońce paliło i nagle zgasło. Zaczął się ciemny i błotnisty las. Współpraca z rowerem nie polegała tylko na pedałowaniu. Na zmianę prowadziłam go w wodzie po kostki, pchałam pod górę, by za chwilę przypomnieć sobie, że można jechać. Przedburzowa wilgotność powietrza, ekstremalny wysiłek i oddech rywalek na plecach sprawiał, że strój lepił się do ciała. Na jakimś szczycie zrobiło się widno i łypnęłam okiem w bok. Jest, nagroda, migawka pięknego widoku. Kawałek szybkiego zjazdu, blat, szuter. Znowu podjazd. I zjazdy z jednym wykrzyknikiem, dzięki edukacji w zespole, do ogarnięcia. Tutaj zaczęłam budować przewagę nad rywalkami. Ostatnie 8 km szybkie. Zjazdy po łąkach, podjazd po szutrze i asfalcie i fantastyczny przejazd w tunelu pod torami. Za tunelem kibice i słowa „jesteś pierwsza z kobiet”. Więc skrzydła wyrosły na przyjemny asfaltowy finisz. Łączna, lubię to :)
Ewa Karchniwy – SCS OSOZ Racing Team:
W piątek udało mi się zakończyć sesję egzaminacyjną na uczelni. Okazało się jednak, że w niedzielę czekał mnie jeszcze jeden bardzo ciężki egzamin – istny sprawdzian silnej woli. Trasa dystansu Master w Łącznej liczyła 89km i ponad 2000m przewyższeń, lecz to wcale nie te wielkości, a wszechobecne błoto sprawiło zawodnikom największą trudność. Od startu czułam zmęczenie po Bike Maratonie w Myślenicach, nie umiałam się rozkręcić, a długie fragmenty w błocie wybijały mnie z rytmu. Jechałam słabo, nie miałam motywacji i byłam coraz bardziej sfrustrowana każdym kolejnym fragmentem, który okazywał się dla mnie zbyt grząski i nieprzejezdny. Na rozjeździe, po 3h jazdy, chciałam odpuścić i zjechać do mety trasą krótszego dystansu, jednak ambicje wzięły górę i zamiast tego skręciłam na drugą pętlę. Wygrana walka z własnymi słabościami była moim największym zwycięstwem tego dnia, znacznie ważniejszym od zwycięstwa wśród kobiet. Drugą pętlę jechało mi się łatwiej – wiedziałam, że do mety jest już bliżej niż dalej i nawet udało mi się podkręcić tempo. Zaczęłam doganiać kolejnych zawodników, co bardzo dobrze wpłynęło na moją motywację. Najszczęśliwszym (choć chyba powinnam napisać „jedynym szczęśliwym”) momentem tego maratonu był dla mnie wjazd na metę – po ponad 6h jazdy ukończyłam najdłuższy i najcięższy psychicznie wyścig w moim życiu. Satysfakcja ogromna i cieszę się bardzo, że nie tylko egzaminy na uczelni zaliczam na 5! ;)
COMMENTS