Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Wczoraj spędziłem w Pruszkowie popołudnie na rozmowie z Dyrektorem Sportowym PZKol Andrzejem Piątkiem. Wkrótce dowiecie się wszyscy o czym rozmawiałem i jakie mogą być tego dobre efekty dla MTB. Jednym z tematów była kwestia przepisu 1.2.019, nagród, klasyfikacji i mieszania amatorów z zawodnikami i na odwrót.
Na przełomie roku mocno dyskutowana była kwestia tego gdzie będą mogli startować zawodnicy z licencją, gdzie nie, kto wpisze zawody do kalendarza, kto nie, itp. Generalnie przewijały się komentarze mówiące o „skoku na kasę”. Tylko jaką kasę? Skoro wpisanie zawodów do 100 złotych, a koszt sędziego to 200-300 złotych.
Bardzo nie lubię komukolwiek zaglądać do kieszeni, ale mamy już początek sezonu, większość inauguracji się odbyło więc można policzyć szacunkowe wpływy odnośnie pierwszej edycji:
- Bike Maraton – 1850 x 50 PLN = 92 500 PLN
- Mazovia MTB – 1296 x 50 PLN = 64 800 PLN
- Gogol MTB – 567 x 50 PLN = 28 300 PLN
- Poland Bike – 880 x 60 PLN = 52 800 PLN
- ŚLR – 634 x 40 PLN = 25 360 PLN
Powyższe kwoty dotyczą tylko i wyłącznie wpłat wynikających z opłat startowych. Nie obejmują wpłat od sponsorów oraz samorządów, które oprócz pieniędzy na organizację zabezpieczają także zaplecze (straż, policja, służby medyczne).
Bike Maraton oraz Poland Bike wpisane są do kalendarza PZKol umożliwiając starty zawodnikom z licencjami. Ile wynoszą nagrody finansowe dla nich? ZERO.
Zaraz pierwsza edycja Skandii, będzie jechał hejt na Czesława Langa, że na takie trasy to z przełajówką, a nie z rowerem górskim. Ale on wykłada kasę, staje na wysokości zadania. Blisko 8 tysięcy złotych co edycja. Podobnie jest na Kaczmarek Electric MTB. Tam pula to 5 tysięcy złotych (tak było przynajmniej w zeszłym roku). A Panowie Wajs, Grabek czy Zamana? Jedni wpisali zawody do PZKol, inni zmusili sytuacją zawodników do niewyrabiania licencji. Uśmiechają się w blasku fleszy przy zwycięzcach. I tyle. ZERO.
Szkoda, że ludzie, którzy mówią o popularyzacji kolarstwa, którzy wywodzą się zawodowego kolarstwa, dziś nie umieją stanąć na wysokości zadania, nie umieją wziąć społecznej odpowiedzialności. Szkoda.
Potrzeba nam w kolarstwie górskim takich ludzi Piotr Bieliński, Wojciech Mróz czy Dariusz Miłek. Jeden Jacek Brzózka polskiego MTB nie zbawi. Potrzeba nam mecenasów i pasjonatów.
Paweł Kuflikowski
Sezon jeszcze na dobre nie ruszył, a do nas co chwilę odzywają się zawodnicy, którzy narzekają na nagrody. Często wpisy w tym temacie można zobaczyć na fb. Ludzie, którzy nie znają tematu, no bo w sumie skąd mają znać, często od razu mówią, że takiemu zawodnikowi sodówka uderzyła do głowy i jak chce nagród i pieniędzy to niech się zwróci do swojego sponsora. To niestety nie zawsze tak działa. Tak zwani sponsorzy z reguły zawodnikom opłacają dojazdy i wpisowe. I tyle. Otworzylibyście często szeroko buzie jak byśmy powiedzieli, o których zawodnikach tu mowa. Za nieco ponad tydzień warszawska edycja Skandii, która rok temu odbiła się szerokim echem w kuluarach. W tym roku ponownie w Warszawie nie będzie PP i pewnie znowu będzie woda zmącona po wyścigu.
Coraz częściej słychać, że zawodnicy nie mają sprzętu, że miały być ramy rowery, a nie ma. Wszystko to trochę przypomina „trenowanie w szopie” Jerzego Janowicza. Można różnie pod kątem sportowym oceniać „Jerzyka”, ale mało kto wspomniał o innym aspekcie tej wypowiedzi. FRUSTRACJA – widać to jak na dłoni. Totalne obciążenie psychiki zawodnika rzeczami, o których nie powinien myśleć… Części, odżywki, hotel, zgrupowanie, jak dojechać, gdzie zaparkować, wyprać, ubrać spakować. Wszystkie te myśli siedzą w głowie zawodnika, stres narasta – noga słabnie. Przypadek Janowicza jest bardzo podobny to jednego z moich znajomych zawodników MTB. Nie raz widziałem, jak właśnie „okołostartowy” stres, bałagan, zmieniał bojowo nastawionego kozaka, w rozkojarzonego i nie skupionego na wyścigu średniaka. Oczywiście to nie jest reguła. Każdy ma inny charakter i inaczej reaguje. Dążę jednak do tego, że z jednej strony zakazy PZKol, z innej nagrody co najwyżej takie sobie, z trzeciej sponsorzy, którzy tak naprawdę są mecenasami, bo ciężko jest coś ugrać na sponsorowaniu zawodnika. Sytuacja dość beznadziejna, a pomysły na naprawę chyba się wyczerpały, zresztą woli dialogu na horyzoncie też jakoś nie widać…
Tomek Hoppe
COMMENTS