Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Trochę z własnej inicjatywy, troszkę zainspirowany igrzyskami myślałem o tym wpisie, jednak do pobudzenia mojej wyobraźni ostatecznie przyczynił się ponownie xouted. Zatem korzystając z tekstu kolegi kilka lat starszego wiekiem i trochę więcej lat starszego doświadczeniem uknułem własną teorię. Tekst Marka traktuje w dużej mierze o kolarstwie przełajowym i od tego zacznę.
Od jakiś 2-3 sezonów na wszelakie strony traktujące o kolarstwie, profile FB i inne wdarła się idea, że kolarstwo przełajowe jest super sportem, tak widowiskowym, że Belgia ach!, Holandia uuuch, i USA to w ogóle mmmm cuda na kiju Panie! I dlaczego u nas tak nie ma?! Trzeba robić zawody, kibice mają przychodzić, a zawodnicy mają startować. No właśnie mają! A w krajach, które wymieniłem to bardziej chcą niż mają… Umówmy się, w krajach gdzie przełaj jest najbardziej popularny przełajowcy bardziej wywodzą się ze środowiska szosowego aniżeli MTB. Mówię rzecz jasna o wszelakich amatorskich przejawach tej dyscypliny.
Pod południkiem dziewiętnastym nie ma czegoś takiego jak amatorskie kolarstwo szosowe, które uprawia się dla przyjemności. Nie funkcjonuje pojęcie przejażdżki na szosie, na szosie się trenuje. Wystartowanie „dla śmiechu” w zawodach może zostać uznane jako faux pas. Dlaczego tak jest? Myślę, że dlatego, że przełaj zawsze „należał” do tej grupy dyscyplin sportu, która od żaka była trenowana w klubie i wszystko traktowane jest tam na serio. Wyścig o puchar wójta gminy jakiejś tam brany jest totalnie serio, bo Pan Trener tak powiedział. To wchodzi w nawyk i potem wieje takim smutkiem. Są przebłyski, ale nawet młodzi zawodnicy co rusz pokazują jak mało mają dystansu do siebie i otaczającej ich rzeczywistości. Kolarstwo przełajowe w Polsce będzie w niszy, bo nie widzę opcji by nagle dziesiątki tysięcy ludzi rzuciło się do sklepów by kupować rowery do tej dyscypliny. Strzelam, ale obecnie pewnie liczba „zawodników” CX u nas nie przekracza tysiąca osób.
Można się oburzać, krzyczeć – jak to?! A ja myślę, że o przełaje można powalczyć jak się pokażą przełajówki w okolicach kwietnia i maja na wystawach sklepów jako prezent komunijny ;) Mało znam osób, które w zimę z MTB przesiadają się na przełaj i cisną całą zimę. A co dopiero zimą do tego sportu przywołać tzw. „pikników”. Nie rozumiem całego tego moim zdaniem sztucznego boom’u na CX, ale akceptuje to, bo w naszej krainie już tak mamy, że najważniejszymi sportami są te najdziwniejsze. Kiedyś był chód sportowy, który jest jedną z większych pomyłek dla mnie, potem nastała era skoków narciarskich, czyli sportu którego nikt poza zawodowcami nie uprawia. Skoki narciarskie, jedyna znana mi dyscyplina sportu, której nijak nie ma w przyrodzie w formie rekreacji. Pan Zenek pracujący na poczcie, po ciężkim dniu nie mówi „a pie%#$& to wszystko, idę sobie poskakać!”.
Jeśli by mi zależało na zrobieniu gigantycznego halo wokół kolarstwa przełajowego to zacząłbym od złamania schematu. Może warto pomyśleć o zrobieniu wyścigu wiosną albo jesienią kiedy jeszcze / już nie ma minus tryliard stopni, kiedy wszystko co nie jest chodnikiem nie zamienia się w błoto do kostek. Kiedy ludzie albo są podjarani pierwszym słoneczkiem i szukają pleneru jak mogą albo wiedzą, że to ostatnie ciepłe dni i chcą z nich korzystać. Powiecie „ale wtedy trwa jeszcze sezon i nie będzie zawodników”, a ja powiem, że siła w amatorach.
Kończąc temat przełaju posłużę się pewnym porównaniem. Podczas Mistrzostw Świata w CX w Holandii zmieniono trochę ich program, tak by wyścig elity kobiet był w najlepszym czasie antenowym. Marianne Vos okazała się ważniejsza niż mecz Eredivisie (grało się w sensible, się pamięta!). Żeby to samo stało się w naszym kraju pewnie Maja Włoszczowska musiałaby wystąpić w tańcu z gwiazdami ;) I nie chodzi tutaj o popularność kolarstwa tylko roweru jako takiego.
COMMENTS