Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Marta Mikołajczyk – Crazy Racing Team:
XIX Wyścig Niepodległości w łódzkich Łagiewnikach po raz kolejny udowodnił, że można zorganizować fajną, lokalna imprezę rowerową. Czy można powiedzieć kameralną? Prawie 140 zawodników plus startujące na ‘krótkiej ‘ trasie dzieci to chyba jak na listopad bardzo dobry i mało kameralny wynik. Trasa dla dorosłych miała 1700 metrów długości i w zależności od kategorii wiekowej różna była ilość przejeżdżanych pętli, od trzech dla najmłodszych do 9 dla elity mężczyzn. Główną ‘atrakcją’ trasy i jej najtrudniejszym punktem jest … podjazd pod starą skocznię narciarską na Kościelnej Górze. To też miejsce gdzie gromadzi się największa ilość kibiców, głośno dopingujących zmęczonych zawodników i jedno z niewielu miejsc na trasie, gdzie można powalczyć o lepszą pozycję. Choć pogoda nas rozpieszczała to dużym utrudnieniem były mokre liście i korzenie, ale takie warunki jesienią w środku lasu nie powinny nikogo dziwić. Kobiety miały do pokonania 4 okrążenia. Od początku udało mi się jechać w czołówce i wydawało mi się, że drugie miejsce jest niezagrożone. Jednak w połowie ostatniego podjazdu okazało się, że rywalka ‘siedzi mi na kole’, a stojący przy trasie kibice stwierdzili, że teraz to już mnie raczej wyprzedzi. To podziałało jak najlepszy dopalacz, spokojnie obroniłam pozycję, a później okazało się nawet, że ostatnie okrążenie było moim najszybszym.
Z czystym sumieniem zapraszam za rok do Łodzi, bo warto. Dobra organizacja, fajna trasa, ciekawe nagrody dla zwycięzców i dla tych, którzy mają trochę szczęścia w losowaniu – same plusy.
Marcin Kowalczyk – Whirlpool Team:
Wyścig Niepodległości to bez wątpienia jesienny klasyk. Od 19 lat nieprzerwanie przyciąga zarówno krajową czołówkę jak i wielu amatorów kolarstwa z regionu. Każdego roku na liście startowej pojawiają się nazwiska, o których było głośno w poprzedzającym wyścig sezonie. Tym razem też tak się zdarzyło. Ze względu na obsadę i zazwyczaj chłodne powietrze pewne jest, że w czasie rywalizacji będą bolały nogi, aby po osiągnięciu mety ból ogarnął płuca. Odnośnie samego przebiegu rywalizacji mogę powiedzieć, że pokrywała się w większości z moim planem. Cały wyścig jechałem w czołówce starając się na każdej rundzie odpierać ataki, które miały miejsce na jedynym, lecz wymagającym podjeździe. Podjazd ten trzeba było pokonywać mniej-więcej co 3,5 minuty. Nie dawało to momentu na złapanie oddechu. Ze względu na panującą tam niesamowitą atmosferę wywołaną dopingiem kilkudziesięciu gardeł nie dało się go podjechać spokojnie. Adrenalina powodowała, że każdy kolarz dawał tam z siebie ponad 100%. Teraz wiem co czują kolarze podczas belgijskich klasyków :) Niestety na ostatnich rundach chęci były większe niż siły i zmuszony byłem uznać wyższość zwycięskiego Ziółka i niewiele wolniejszego tego dnia Marszała. Ale muszę przyznać, że wyścig zaliczam do udanych. Jak widać noga się rozwija pozwalając patrzeć na przyszły sezon z nadziejami. Oby za rok na 20 edycji wyścigu było tak samo, a nawet lepiej. Ja zjawię się tam na pewno!
Finał Poland Bike XC – Legionowo
Adam Żuber – Ośka Warszawa:
Zacznę od początku, czyli od braku planowania tego startu. Decyzję o starcie podjąłem na dwie godziny przed godziną „zero”. Szybki telefon do Jakoobcycles, którzy już byli w drodze i zapisy zostały ogarnięte zaocznie (dzięki panowie). Na pół godziny przed startem wygramoliłem się z samochodu i po szybkim złożeniu roweru wyskoczyłem na lekką rozgrzewkę, o przejechaniu trasy już raczej nie myślałem. Na starcie byłem dość daleko, bo w środku grupy. Wiedziałem, że będzie sporo nadrabiania już od samego początku. Tak też się stało. „Brothers” dość szybko odskoczyli. Ja jechałem spokojnie, systematycznie przechodziłem kolejnych zawodników. Na pierwszym okrążeniu jechałem z dwoma zawodnikami Sante – BSA Tour. Taki układ odpowiadał mi, chłopaki nadawali mocne tempo i powoli, acz systematycznie zmniejszaliśmy dystans do prowadzących. Niestety na jednym z podjazdów jeden z kolegów zerwał łańcuch i zostaliśmy razem z Adrianem Jusińskim. Na kolejnym okrążeniu dogoniliśmy Jarka Wolcendorfa, jak się okazało to on prowadził wyścig, po tym jak Jakub pomylił trasę (szkoda). Na ostatnie okrążenie wjechaliśmy we trzech. Początek okrążenia to atak Jarka, zaraz po nim na płaskim zaatakowałem ja. Tym sposobem odskoczyliśmy razem z Adrianem. Na finałowe ostre cięcie poczekałem do podjazdu na około 3 km do mety, tam pocisnąłem i zyskałem kilka sekund, które wystarczyło utrzymać do mety.
Trasa była dość szybka z wieloma zakrętami, które wymuszały konieczność szybkiego przyśpieszania, co lubię. Sporo było też sekcji technicznych oraz singli. Troszkę mało podjazdów, ale to Mazowsze więc nie ma co spodziewać się cudów.
Tak na zakończenie odrobinę sentymentalnie. Miło było po 16-tu latach stanąć z Jarkiem Wolcendorfa na podium, ku chwale Ośki Warszawa.
Jarosław Wolcendorf – Jakoobcycles.com:
Była to 3 i zarazem ostatnia edycja Poland Bike XC. Frekwencja jak na te porę roku spora, bo ok 200 startujących. Sama trasa bardzo niepozorna, 3 rundy liczące niecałe 7 km każda, wymagające jednak dobrego zaplecza kondycyjnego i technicznego. Wg mnie bardzo fajna trasa XC na Mazowszu. Jak wspomniałem wyścig liczył zaledwie 3 rundy, gdyby jednak było ich 5 lub 6 zaliczyłbym tą trasę do ciężkich, bo interwałowych i szybkich, bez chwili odpoczynku. Dodatkowo wymagająca bardzo dobrej techniki zarówno na zjazdach jak i technicznych „singletrack’ach”.
[srp]
COMMENTS