Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W rozmowie z BikeWorld przyznałaś, że uwierzyłaś w swój powrót dopiero w marcu podczas zgrupowania Twojej nowej drużyny Giant PRO XC. Trudno uwierzyć, że tej pewności Ci brakowało wcześniej – podczas całej rehabilitacji?
W swój powrót do formy wierzyłam zawsze, ale nie sądziłam, że uda mi się wrócić tak szybko. W to, że mogę być dobra już na początku sezonu zaczęłam wierzyć właśnie na Cyprze.
Pierwszy wyścig w Hiszpanii był tylko sprawdzianem, ale kolejne starty w Bundeslidze to już pierwsza liga i kolejne najwyższe stopnie podium. Czy w tamtym momencie, powrotu na szczyt, miałaś jakiś moment zawahania?
Celowo tak zaplanowałam swoje zgrupowania (mam tu na myśli zwłaszcza pobyty w wysokich górach), żeby na te wyścigi Bundesligi być w dobrej formie. Zależało mi bardzo na tym, aby od razu zacząć sezon dobrymi występami, bo wiedziałam, że to bardzo ważne dla mojej psychiki. Cały czas jednak nie byłam pewna jak długo uda mi się taką formę utrzymać. Nigdy nie miałam tak długiej przerwy od treningu, więc nie wiedziałam jak mój organizm będzie się zachowywał. Okazało się, że nadspodziewanie dobrze. Moja dyspozycja jeszcze nigdy nie była tak równa (i to tak wysoko równa) jak w tym sezonie.
Pierwszy Puchar Świata, ten w Niemczech, pokazał jak bardzo mocna i co ważniejsze, wyrównana jest czołówka kobiecego MTB. Do tego doszły nowe nazwiska w Elicie jak chociażby Tanja Zakelj, a kolejne „awanse” z U23 do Elity to tylko podnoszenie poprzeczki. Jak bardzo zmienił się poziom sportowy cross country na przestrzeni ostatnich lat?
Po erze Gunn Rity, która można powiedzieć skończyła się w 2006 roku, były dwa dziwne lata z Chinkami wyskakującymi co chwilę z topową formą. Ale praktycznie od Igrzysk w Pekinie mamy co roku przynajmniej kilka nazwisk walczących o zwycięstwo. Bywają lata gdy niemal każdy wyścig wygrywa inna zawodniczka. I z każdym rokiem mamy coraz mniejsze różnice czasowe pomiędzy czołówką. Oczywiście z mojego punktu widzenia jest ciężej. Nawet prezentując topową formę, często mi brakuje tych kilku sekund. Ale z drugiej strony uważam to za wielki pozytyw świadczący o wysokim poziomie kobiecego ścigania. I z mojego subiektywnego punktu widzenia nasze wyścigi są często bardziej interesujące od męskich.
Skoro już poruszamy kwestię zmian w cross country. Ostatnie lata przyniosły też do tej odmiany kolarstwa górskiego dużo zmian – także jeśli chodzi o trasy. Często sztucznie tworzone przeszkody jak różnego rodzaju dropy czy tzw. rocky garden. Czy Twoim zdaniem te „usprawnienia” są naprawdę konieczne? Czy chodzi tu tylko podniesienie widowiskowości dyscypliny czy też jest to istotne z punktu widzenia rywalizacji sportowej?
Nie są potrzebne ekstremalne zjazdy by zawodnik lepiej jeżdżący technicznie zyskiwał. Mogą być trudne, ale nie tak niebezpieczne, jak np. drop na Mistrzostwach Europy. Rozumiem jednak potrzebę widowiskowości. Ten kierunek „sztucznych sekcji technicznych” otwiera także możliwości na organizację imprez kolarstwa górskiego w nowych miejscach. Gdyby np. nie było dopuszczone sztuczne budowanie tras, gdzie byśmy mieli się ścigać podczas ostatnich Igrzysk Olimpijskich?
A sprzęt? Od jakiegoś czasu jeździsz na 29 calach. Gdzieś w sieci widziałem chyba Twoje zdjęcie jak przymierzasz się do 27,5″ Gianta… Czy ten środkowy rozmiar to nie jest lek na wszystkie bolączki – słabości 26 i 29 cali?
Powiem więcej jak go lepiej przetestuję. Póki co byłam na jednym treningu i bardzo sobie chwalę. Nie mogę się doczekać dalszych testów. Najprawdopodobniej wystartuję na 27,5 calach etapówkę w Malezji kończącą mój sezon.
U progu lata zaliczyłaś trzy ważne wyścigi. Brąz na Mistrzostwach Europy, Maja Race i odzyskanie koszulki z orłem. Ale po kolei. Praktycznie od początku sezonu trzymasz wysoką formę – wliczając w to ostatnie MŚ w RPA. Z reguły kolarze nie są w staniej utrzymać tak dobrej formy przez cały sezon, celując raczej w kluczowe imprezy. Jak bardzo zmieniły się Twoje założenia treningowe na przestrzeni ostatnich trzech lat?
W 2011 roku zaczęłam pracować z Markiem Galińskim. Mój trening zmienił się wówczas diametralnie. Na każdym treningu wykonywałam specjalistyczną pracę mającą przynieść konkretny efekt. Marek to genialny szkoleniowiec, który cały czas się uczy, rozwija i na sobie testuje nowe metody treningowe. Ubiegły rok i przygotowania do Igrzysk Olimpijskich mogę powiedzieć były wzorcowym przygotowaniem. Już ubiegły rok miałam całkiem równy. Gdy skończyłam swoje starty w Pucharze Świata (nie lecąc do Kanady, później lecząc kontuzję) byłam na trzecim miejscu w generalce (po 4 edycjach). Po śródsezonowej przerwie, gdy rozpoczęliśmy BPS do Igrzysk bardzo szybko szłam do góry. Wiele się przy Marku nauczyłam przez ten czas i całą tą wiedzę staram się wykorzystać. Coraz lepiej rozumiem trening na mocy, który na dobre wprowadził mi Marek, coraz lepiej też czuję swój organizm. W tym roku myślę także, że sporo korzyści przyniosły mi dodatkowe treningi związane z rehabilitacją, które później zaczęłam wprowadzać do swojego normalnego programu treningowego.
Przy okazji tematu treningu. Jak wygląda i układa się Twoja współpraca z Rafałem Hebiszem? Na ile jest on dla Ciebie trenerem, a na ile raczej koordynatorem działań kadry mtb?
Z usług treningowych Rafała nie korzystam. Mam swój system wypracowany za czasów mojej współpracy z Markiem Galińskim. Służy mi, więc jego się trzymam. Tak więc moja współpraca ograniczała się do organizacji wyjazdu, pobytu i obsługi Mistrzostw Europy i Świata. I tu mogę go bardzo pochwalić. Rozumie potrzeby zawodników i dba o wszystkie niezbędne szczegóły. Bardzo doceniam także fakt, iż zaangażował na Mistrzostwa mojego fizjoterapeutę Pawła Zimonia, który pracuje ze mną na co dzień w Giant Pro XC Team.
Wracając do zawodów – w tym roku Maja Race odbyło się między ME a MP. Dla wielu zawodników była to okazja do sprawdzenia formy po raz ostatni przed rywalizacją w Żerkowie. Jak bardzo jesteś zaangażowana w przygotowania tych zawodów, a ile zależy od Lang Team?
Po to związałam się z Lang Teamem by organizacja jak najmniej obciążała moją osobę. Są profesjonalistami i z nimi wiem, że wszystko będzie na najwyższym poziomie. Po mojej stronie tradycyjnie leżało przygotowanie trasy (tu sporo prac włożyliśmy rok wcześniej więc teraz wystarczyło dopieścić) oraz zaproszenie zawodników i organizacja ich przyjazdów. Oczywiście także promocja imprezy, nie wspominając o starcie w niej ;). W trakcie oczywiście pojawiło się kilka tematów przy których się udzielałam, bo jeśli mogę pomóc to czemu nie. Bardzo mocno zaangażowała się w tym roku nasza firmowa ekipa Questa. Wspieramy w tym roku wszystkie imprezy LangTeamu począwszy od Skandii przez mój wyścig po Tour de Pologne. W Jeleniej Górze Quest zorganizował mnóstwo atrakcji i konkursów dla kibiców, które „rozbujały” miasteczko wyścigowe.
Tegoroczne MP w Żerkowie odbyły się na trasie a’la Puchar Świata – widowiskowej, ale w dużej mierze sztucznie stworzonej. Jak ją oceniasz? Czy tak wysokie dropy są naprawdę konieczne dla zawodników ścigających się na rowerach HT?
Prawdę powiedziawszy nie zauważyłam wysokich dropów w Żerkowie. Był jeden, bardzo prosty, nieduży, a jednocześnie widowiskowy. Bardzo dobrze, że się pojawił. Ważne by młodzi zawodnicy uczyli się pokonywania takich trudności jeśli potem mają walczyć na trasach Pucharów Świata. Owszem, trasa sztucznie przygotowana, ale tak jak mówiłam – dzięki temu w miejscu gdzie wielkich trudności nie ma, organizatorom udało się stworzyć naprawdę fajną i przede wszystkim wymagającą rundę. Mogę tylko chwalić.
O Twój start na MŚ w RPA nie zamierzam Cię pytać, bo chyba wyczerpałaś ten temat wpisem na swojej stronie, na którą zapraszamy czytelników. Chciałbym Cię jednak zapytać o występy przede wszystkich naszych juniorów i zawodników U23. Każdemu z nich mniej lub bardziej udało się nawiązać walkę z pozostałymi zawodnikami. Czemu w większości przypadków nasze kolarstwo górskie jest w dużo lepszej formie sportowej jeśli chodzi o kobiety, a w przypadku mężczyzn mamy tak mało do powiedzenia? (Wiem, że to temat rzeka).
Nie powiedziałabym, że tak mało. Marek Konwa zajął świetne 16 miejsce w wyścigu elity mężczyzn, jego brat Piotrek – po defekcie – był 11 w kategorii juniorów. Bartka Wawaka też stać na wysokie lokaty, jest przecież Mistrzem Europy w maratonie w kategorii do lat 23. Nie jest tak źle. Cieszy mnie natomiast bardzo progres Kasi Solus. Po świetnym występie na Mistrzostwach Europy, gdzie była 9, teraz też pięknie pojechała kończąc na 16 miejscu. Szkoda upadku Moniki Żur. Mówiła, że czuła się dobrze przed wyścigiem więc pewnie powalczyłaby o dobry wynik. Rity Malinkiewicz i jej wcześniejszych wyników dobrze nie znam, więc ciężko mi występ oceniać.
No właśnie. Upadek Monika wyglądał dość poważnie i niestety wyeliminował z dalszej rywalizacji. Jak to się odbiło na atmosferze w kadrze?
Na szczęście Monice nic poważnego się nie stało, w związku z czym nie było żadnych problemów ani ze szpitalami ani tym bardziej z atmosferą. Sama Monika dobrze zniosła wydarzenie, oczywiście była zawiedziona, ale w najmniejszym stopniu nie dała po sobie poznać „gorszego humoru” przed resztą kadry. Za co można ją bardzo pochwalić.
Już za kilka dni finał Pucharu Świata i przy okazji taki trochę sprawdzian przed przyszłorocznymi MŚ, które odbędą się w tej lokalizacji. Stawkę dodatkowo podbija fakt, że jesteś w tej chwili na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej i praktycznie wszystko się może zdarzyć. Oczywiste jest z jakim nastawieniem tam jedziesz :) Czego najbardziej się obawiasz?
Niczego. Jeśli się czegoś obawiasz to to właśnie Ci się przydarza. Jestem pozytywnie nastawiona.
Według informacji na Twojej stronie ostatni wyścig w tym sezonie to Langkawi. Skoro wybierzesz się aż tak daleko, to czy to będzie taka wisienka na torcie i przy okazji rozpoczęcie niekolarskich wakacji?
Myślałam o tym, ale nie najlepsze dla zdrowia jest natychmiastowe odstawianie roweru po sześciodniowej etapówce. Najpierw zatem roztrenowanie, a potem wakacje.
Właśnie rozpoczął się rok szkolny, a Ty wraz z kilkoma czołowymi sportowcami zostałaś twarzą akcji MSiT „WF z klasą”. Zdarzało Ci się prosić mamę o zwolnienie z WF?
Nie przypominam sobie takiego zdarzenia. To były moje ulubione zajęcia w szkole, po co więc miałabym się zwalniać. Jak byłam chora nie szłam do szkoły wcale, więc i zwolnienie z WF potrzebne nie było.
WF, ten w najlepszym wydaniu to różnorodność ćwiczeń, a nie tylko „macie piłkę i grajcie”. Jakie ćwiczenia lubiłaś, a które były dla Ciebie koszmarem?
Nie było żadnego koszmaru. Lubiłam wszystko. A najbardziej – tu trochę paradoksalnie – to „macie piłkę”. Uwielbiałam koszykówkę. U nas jednak oprócz „macie piłkę” były SKSy, szkolna drużyna i wyjazdy na zawody, w których uczestniczyłam. Bardzo lubiłam także lekcje strzelectwa na przysposobieniu obronnym.
Wielu z naszych czytelników to nastolatkowie, których nie trzeba namawiać do ruchu – w końcu są kolarzami. Pomijając stwierdzenie, że „sport to zdrowie” to na WF warto chodzić, bo … ? ;)
Ale myślę, że tych kolarzy do zajęć w-f też warto przekonać, bo zapewne wielu ogranicza aktywność tylko do roweru. A warto dbać o trening ogólnorozwojowy! Ja w swoim programie mam go naprawdę dużo. A nie-kolarzy zachęcam do zajęć w-f, bo to po prostu wielka frajda. Wysiłek fizyczny wydziela endorfiny, daje wielkie poczucie spełnienia i satysfakcji. Pozwala się oderwać w szybki sposób od nauki i wszelkich problemów, oczyścić głowę. Uczy też rywalizacji, która jest przecież obecna na każdym etapie życia, pomaga nawiązać więzi społeczne (nie ma to jak wspólny wróg w postaci przeciwnej drużyny na koszykówce, co…?), rozwinąć przyjaźnie (długie przejażdżki rowerowe…). WF jest naprawdę jednym z najbardziej wartościowych przedmiotów w szkole.
Dziękuję za rozmowę i trzymamy kciuki za Twoje kolejne starty.
COMMENTS