Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Zapraszamy do lektury wypowiedzi zawodników, którzy triumfowali lub stali na podium w miniony weekend w Gielniowe, Komańczy oraz Międzyrzecu Podlaskim.
Kornel Osicki (Trek Ryszard Pawlak SMS Żywiec):
Wyścig jak dla mnie udany choć nie obyło się bez przygód. Jak sam widziałeś miałem awarię amortyzatora, ale mimo to udało mi się wygrać. Trasa jak dla mnie ok – przypominała mi wyścigi, które kiedyś były punktowane do UCI i nazywały się XCP czyli jedna duża runda trasa, mieszanka maratonu z XC, gdzie przeplatały się szersze fragmenty z interwałowymi sekcjami z cross country. Szkoda jedynie, że nie wszyscy zjawili się na MP, ale widocznie mają inne priorytety. Mnie cieszy wygrana tym bardziej, że ostatnie dni przed MP zmagałem się z gorączką i bólem gardła, którego nabawiłem się po ostatnim PŚ w Andorze
Mariusz Kozak (RMF FM Rockstar Energy Team):
Na maraton do Gielniowa udałem się po raz trzeci, z tą jednak różnicą, że w tym roku przy okazji odbyły się tam Mistrzostwa Polski w półmaratonie.
Trasa w Gielniowie jest bardzo specyficzna, mogę powiedzieć, że ciężko ją porównać z jakąś inną trasą w Polsce… nie chce tutaj mówić, że jest jakaś bardzo trudna, ale na pewno męcząca z uwagi na dużą ilość wszelkiego rodzaju nierówności i sporą ilość wyboistych wybijających z rytmu trawiastych odcinków. Co jakiś czas pojawiają się na niej także bardzo sztywne niczym z wyścigów XC, krótkie, ale bardzo sztywne hopki na około 30 sekund jazdy. Całość w większości prowadzi po bardzo wąskich i krętych singeltrackach z dużą ilością nagłych nawrotek, czyli coś w stylu trasy tysiąca zakrętów. Ogólnie trasa bardzo ciekawa, choć mogła by być odrobinę dłuższa. Z tego co pamiętam w poprzednich latach trasa biegła na odwrót i dołożone do niej było jeszcze kilka ciekawych odcinków.
Jeśli chodzi o organizację to jedyne co można zarzucić to wprowadzenie zawodników w błąd podając zawyżoną sumę przewyższeń oraz słabą promocję imprezy ze strony PZKol, co mogło negatywnie wpłynąć na frekwencję wśród startujących. Mimo to jak co roku jestem zadowolony z imprezy w Gielniowie i odbieram ją jak najbardziej pozytywnie.
Łukasz Matusiak (Gatta Bike Team):
Do samego dnia startu nie mogłem się zdecydować, który dystans pojechać… Z jednej strony fajnie by było pojechać MEGA i porównać swój czas z czasami „zawodowców”, z drugiej zaś, w kontekście zbliżających się wielkimi krokami Mistrzostw Polski w maratonie, wypadałoby przekręcić kilka kilometrów więcej – dlatego wybrałem GIGA.
Liczba zawodników na starcie tego dystansu nie była oszałamiająca – w granicach 20 osób, ale trzeba podkreślić, że Ci, którzy porwali się na ten dystans nie pochodzili z „łapanki”. Dużym plusem dla mnie było to, że tydzień wcześniej brałem udział w oficjalnym objeździe trasy, co przy tak naszpikowanej technicznymi niespodziankami trasie bardzo mi pomagało. Wiedziałem, że po zjeździe z asfaltowej rozbiegówki trzeba być z przodu, bo czeka tam mało przyjemny zjazd po nieziemsko nierównej łące, której nierówności wprost wyrywały kierownicę z rąk. Tym bardziej, że były zamaskowane świeżo skoszoną trawą. Tak jak przewidywałem działy się tam dantejskie sceny. Całe szczęście za moimi plecami, bo udało mi się prowadzić całą grupę. Po wyjechaniu z pierwszej sekcji technicznej okazało się, że mam kilkadziesiąt metrów przewagi nad rywalami. Dopiero po kilku kilometrach dojechali do mnie Jarek Kleczaj i Albert Blejzyk. Już wtedy wiedziałem, że o zwycięstwo będzie ciężko. Właściwie większość maratonu przejechaliśmy razem, zmieniając się co jakiś czas w nadawaniu tempa. Albert zostawał trochę na zjazdach, za to mocno jechał pod górę. Trasa była wprost mordercza, nie pomagał też upał, a ja nie czułem się tego dnia najlepiej. Mimo to wykorzystałem okazję, która nadarzyła się na drugiej rundzie, około 10km przed metą. Na dość stromym kilkudziesięciometrowym podjeździe dałem mocniejszą zmianę, napęd Jarka zajęczał, zobaczyłem, że robi się między nami luka, poprawiłem mocniej i na szczyt wjechałem z kilkunastometrową przewagą. Postawiłem wszystko na jedną kartę, ryzykowałem na zjazdach, mocno kręciłem pod górę… Jednak zakwasy tego dnia robiły swoje i na podjeździe 5 km przed metą wyprzedził mnie Albert – mój wzrok wgryzł się w jego tylne koło i mimo, że nogi odmawiały już posłuszeństwa nie chciałem dać za wygraną. 2 km do mety, tuż przed wjazdem na sekcję XC przy stadionie Albert przestrzelił zakręt w prawo. Krzyknąłem żeby zawrócił, ale podobnie jak ja myślał już chyba tylko o tym jak rozegrać finish. Tym sposobem zwycięstwo miałem już w kieszeni. Albert ze stratą 37 sekund, Jarek 1:48. Co do trasy – REWELACJA. Organizatorzy odwalili kawał dobrej roboty i wycisnęli z terenu 110%. Nic dziwnego, że Marek Galiński trenując w tamtejszych okolicach wyrósł na Mistrza! Gdyby ktoś jeszcze zastanawiał się czy można zorganizować prawdziwy wyścig górski w Centrum Polski – MOŻNA!!
Adrian Jusiński (Sante BSA Tour):
Nowa lokalizacja w cyklu PB. O ile umiejscowienie miasteczka zawodów, w pobliżu miejskiej plaży nad jeziorem, do tego super pogoda i kąpiel w jeziorze po wyścigu można zaliczyć na wielki plus to trasa jednak nie zachwyciła. Co do przebiegu rywalizacji to do pokonania były dwie rundy. Próba
ataku w połowie pierwszej pętli okazała się nieskuteczna. Przestrzelona trasa o kilka metrów, nawrotka i niebezpieczne hamowanie goniącego peletonu, skasowała pierwszą próbę ucieczki. Dopiero na drugim okrążeniu udało się odjechać w czteroosobowej grupie: z Mariuszem i Piotrkiem oraz Arkiem ze Świata Rowerów. Na około 4 km przed metą zaatakował Mariusz i już do mety było w trupa. Kolega uzyskał 10-15 m przewagi którą utrzymywał niemal do samej mety. Jednak około 150m przed metą była jeszcze piaskownica i nieduży podjazd pod nasyp od sztucznego stoku narciarskiego. Tam udało mi się wyjść na prowadzenie i po chwili być pierwszym na mecie.
Paweł Chochołek (Elzat Regamet Bieniasz Team):
Maraton Cyklokarpaty traktuje jako przygotowanie wytrzymałościowe do wyścigów XC, aczkolwiek nie ukrywam, że ostatnie dwa maratony w Dukli i Komańczy były moimi małymi celami w drugiej połowie sezonu. Sprzyjały mi niezbyt długie aczkolwiek ciężkie trasy przez co mogłem się wykazać. W Komańczy doskwierał mi troszkę upał, ale dzięki współpracy ze Zbyszkiem Krzesińskim udało mi się dojechać na dobrym miejscu. Staram się iść do przodu i ciężko pracuje, aby pokazać się z dobrej strony na 2 ostatnich edycjach Pucharu Tarnowa.
Jedna z nich jest sponsorowana przez mojego głównego sponsora „Bieniasz Bike” na którą wszystkich serdecznie zapraszam !!!
Albert Głowa (JMP.race):
Ostatnie wyścigi udawało się rozgrywać w sprzyjających warunkach. Tak było i tym razem – słonecznie, ciepło co bardzo lubię. Ogólnie ten cykl [Cyklokarpaty – przyp.red] zawodów traktuję jako przetarcie przetarcie przed ważniejszymi startami, ale nie ma żadnego odpuszczania. Trasa nie była bardzo trudna technicznie, ale w kilku miejscach trzeba bardziej uważać. Głownie trochę krótkich podjazdów i jeden dłuższy w pierwszej części wiodący przez las z ubitą nawierzchnią z bardzo stromą końcówką, gdzie większość osób musiała pokonywać z buta, ale ja akurat to podjechałem. Ogólnie mówiąc to była bardzo fajna trasa. Tuż po starcie było kilka km równego odcinka po asfalcie, gdzie jechał cały peleton, a po wjeździe w teren i na pierwszym podjeździe oderwałem się wraz z czwórką innych zawodników. Po kilku kilometrach, gdy zaczął się najdłuższy podjazd tego dnia odjechał Arek Krzesiński, ale udało mi się do niego dojechać po chwili. Niestety nie byłem w stanie długo utrzymać jego tempa i udało mu się znów odjechać. Resztę trasy do samego końca pokonywałem sam. Na metę dojechałem jako 2 z 5 min stratą, no ale niestety tego dnia byłem bardzo zmęczony. Poprzednie dwa dni przed wyścigiem bardzo ciężko trenowałem i nie zdążyłem się zregenerować. Na początku nogi ciężko się kręciły, ale później już jechało się całkiem nieźle.
[srp]
COMMENTS