Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Gielniów przywitał nas upalną pogodą, byliśmy na miejscu o 8:30, a słońce już paliło. To zapowiadało ciężkie warunki, biorąc pod uwagę, że organizatorzy podali 70 km i 2400 przewyższeń na dystansie giga, na który się zdecydowałam. Byłam bardzo ciekawa tej trasy, bo rozglądając się po okolicy, trudno było mi wyobrazić sobie gdzie tu mogą być takie przewyższenia. Przed startem przejechaliśmy kawałek dojazdu do mety, wytyczonego po wijących się garbach i urwiskach przystadionowego lasku. Ostre zakręty i hopki dały znać, że organizator postarał się, żeby nie było banalnie.
Dystans giga startował pół godziny przed Mistrzostwami Polski w Półmaratonie. Trasa półmaratonu była wspólna, po czym zawodnicy z giga dokręcali jeszcze jedną pętlę. Atmosfera w sektorze nie była zbyt napięta, z racji upału, ale też chyba dlatego, że pojawiło się 17 osób. Ja byłam niestety jedyną dziewczyną na starcie. Pierwszy asfaltowy fragment jechaliśmy razem za pilotem, do odbicia w teren. Po skręcie w las zrobiło się ciekawie, czekał nas zjazd po skarpie trawersującym singlem, który po pewnym czasie zaczął się wspinać. Niestety w tym roku towarzyszy mi pech, który znowu dał o sobie znać – poluzowała się manetka, co spowodowało, że nie obsługiwała ona dużej tarczy. W efekcie na niektórych odcinkach jechałam może trochę wolniej, ale w sumie, przy interwałowej trasie i często trawiastym, nierównym podłożu nie było to jakąś tragedią. Trasa wymagała koncentracji i bardzo dużo się działo, wydaje się, że możliwości okolicy zostały w pełni wykorzystane. Spora ilość interwałów, singli i częste zmiany podłoża dawały dużo frajdy. Praktycznie nie było asfaltu czy szerokich leśnych duktów. Dużym plusem tego dnia było prawie całkowite poprowadzenie trasy w lesie, dzięki czemu nie odczuwało się tak bardzo upału. Podjazdów rzeczywiście było sporo, choć według mojego Garmina wyszło 1200 m na dużej pętli, no i dystans też został lekko skrócony.
Maraton w Gielniowie był dla mnie dobrym treningiem, chociaż brak rywalek na starcie spowodował, że chwilami czułam się jak na niedzielnej wycieczce. Stawka w naszej grupie dosyć szybko się ustaliła i większość trasy jechałam samotnie. Pewnym otrzeźwieniem było spotkanie z czołówką Mistrzostw Polski, która mnie doszła na ok. 6 kilometrze przed metą. Na drugiej pętli powtarzaliśmy fragment trasy, z tym że moja jazda się zbiegła z końcówką mega, więc było trochę wyprzedzania i motywacja mi nieco wzrosła.
Wrażenia po Gielniowie mam bardzo pozytywne. To kolejny cykl, obok Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej, w którym ostatnio wystartowałam po raz pierwszy i podobało mi się. Kolejny raz okazało się, że niedaleko od Warszawy można ambitnie poprowadzić „górską” trasę, która daje satysfakcję i nie jest szkołą jazdy na kole. Z racji dużej ilości singli trasa nie była może gotowa na przyjęcie tysiąca osób, nie mniej jednak gdyby zawodniczek było trochę więcej, nie byłoby źle. No a dwie zawodniczki na starcie Mistrzostw Polski to już lekka żenada. Kameralna impreza ma też swoje plusy – zero napinki, dużo makaronu i owoców, można ze wszystkimi wymienić wrażenia i jest duża szansa na fanty w tomboli.
Pozdrawiam,
Ula Luboińska
Trezado BikeTires.pl
[srp]
COMMENTS