Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Dziś w kilku słowach o mojej nowej fascynacji kolarskiej – widowiskowej dyscyplinie grawitacyjnej, zwanej Four Crossem, czyli w skrócie 4X :)
Moja przygoda z 4X zaczęła się na tydzień przed Mistrzostwami Polski … tak, tak, nie żartuję:)) Bo choć o stracie w nim marzyłam już od dawna, to jednak okazja nadarzyła się dopiero tydzień temu, gdy niespodziewanie przeniesiono 1 rundę Mistrzostw Polski w BMX Racingu (w tej dyscyplinie reprezentuję Polskę jako zawodnik Kadry Narodowej, jak do tej pory w aż … zeru zawodach zagranicznych ;). W tym samym terminie, właśnie 07.07.2013, odbywały się zawody z cyklu Polish 4X Open na górce „Kazoorka” na Warszawskim Ursynowie, w których wzięłam udział razem z innymi zawodnikami z drużyny Uniqa LKKG BGŻ. Start postanowiłam potraktować jako prognostyk przed Mistrzostwami Polski. Przyznam, że zdziwienie moje było niemałe, gdy okazało się, że ukończyłam jako pierwsza z dużą przewagą na resztą zawodniczek – zarówno wszystkie trzy biegi eliminacyjne, jak i bieg finałowy. Tym sposobem bezapelacyjnie wygrałam kategorię Kobiety na Kazoorce i obiecałam sobie, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby pojechać do Szczawna Zdroju 13 lipca na Mistrzostwa Polski w tej dyscyplinie :)
Z odsieczą przyszedł mi klub, który wsparł mnie finansowo, zwracając (niemałe!) koszty dojazdu. Dzięki temu odważyłam się podjąć wyzwanie i pojechałam, samiuteńka, do Szczawna Zdroju.. o podróży PKP trwającej 13 godzin pisać nie będę, bo to nic przyjemnego ani ciekawego! Na miejsce dotarłam w czwartek wieczorem i od razu, mimo ogromnego wręcz zmęczenia podróżą, rzuciłam bambetle do pokoju i pocisnęłam na tor! A tam… o mamooo… jaki ten tor jest ogromny… a jaki szybki… byłam i jestem nadal pod jego ogromnym wrażeniem, choć jeszcze większe wywarli na mnie sami zawodnicy – ciężko było oderwać od nich wzrok! |asuwali po torze tak, jakby nie istniała dla nich grawitacja, i miałam wręcz wrażenie, że rzadko kiedy dotykają kołami ziemi ;)
No dobra, czas na mnie… hmm… może i nie było źle, chociaż przyznam, że na początku tor mnie przygniótł swoim ogromem. Na szczęście podziałało to na mnie raczej motywująco i dałam z siebie wszystko na treningach, zarówno w deszczu w czwartek, jak i przez cały dzień w piątek. Ogromną pomocą okazały się porady zawodników obytych z torem – te kilka cennych uwag pozwoliło mi uczynić mój przejazd płynnym i pewnym. W dniu zawodów, 13 lipca, pozostało mi tylko jedno – nie popełnić żadnego głupiego błędu! A i tego jednak się nie ustrzegłam… Kwalifikacje polegały na przejeździe jednej rundy na czas – uzyskując czas 58 sekund pokonałam znacząco wszystkie moje rywalki i w finale miałam pierwszeństwo w wyborze toru. Pierwszy bieg finałowy poszedł po mojej myśli, choć bardzo żałuję wywrotki świetnej zawodniczki z Wałbrzycha, Justyny Kwiecińskiej – dojechała na metę jako ostatnia i trochę jakby straciła wolę walki… Ale żeby nie było zbyt różowo – w drugim biegu finałowym wywróciłam się z kolei ja:/ Przyczyną mojej gleby był zużyty i naderwany lewy grip, z którego spadła mi ręka podczas pokonywania bandy. Zanim się zebrałam, zawodniczki zdążyły mnie dogonić i przegonić, a co najgorsze- okazało się, że wskoczenie z powrotem w pedały SPD nie mając oparcia na siodełku (spuszczone na maksa w dół) przekroczyło moje zdolności i udało się to dopiero po jakiś 20-30 metrach… goniąc w piętkę, czyli pedałując bez wpięcia (a nawet piętą!), udało mi się dogonić tylko Dominikę Wałach. Drugi bieg zakończyłam więc na trzecim miejscu, z obitym lewym nadgarstkiem i żalem do siebie, dlaczego jednak nie wymieniłam gripów na nowe?
Tak oto nadszedł ostatni bieg finałowy – moje „być albo nie być”… nerwy szargały mną okropnie, ale postanowiłam skupić się na dobrym starcie, co mi się udało- wyszłam z ogromnej bandy jako pierwsza i już swojej pozycji nie straciłam. Na dole dopadli mnie od razu fotoreporterzy i gratulując złotego medalu, przeprowadzili wywiad. Trochę się zdziwili dowiedziawszy się, że jestem absolutnym nowicjuszem w tej dziedzinie:) Mnie samą też to nieco dziwi, ale zarazem pozostawia świadomość, że jest moc i jest potencjał, a wiele jeszcze przede mną! Atmosfera mistrzostw 4X w Szczawnie była naprawdę wspaniała! Doczekałam się gromkich oklasków, szczerych gratulacji od zawodników, od obcych ludzi, jak również pomocy i powinszowań od rywalek – bezcenne:) Jako wisienkę na torcie dodam tylko, że startowałam na pożyczonym, ciężkim i nie do końca sprawnym rowerze o napędzie single-speed, ustawionym pod rosłego chłopa 90 kilo:) Rozkręcić taki sprzęt na bramce było naprawdę ciężko… Stąd zdjęcia ze startu każdorazowo pokazują przewagę Justyny Kwiecińskiej, która startowała świetnie, a cała moja walka polegała na odebraniu jej jak najszybciej palmy pierwszeństwa, pędząc na rozkręconej już, 15 kilogramowej maszynie:) A waga roweru plus moja – łohoho, takiego tarana nikt by nie śmiał zatrzymać ;)
Natalia Piwowarczyk
Mistrzyni Polski w 4X
UNIQA LKKG BGŻ
[srp]
COMMENTS