Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Ostatni start wyszedł trochę z marszu. Najpierw odpoczynek po jeleniogórskiej katordze a potem ciężki tydzień w pracy – 14 godz. przed monitorem nie jest specjalnie „pro” planem treningowym… Dopiero budzik i spojrzenie na kalendarz uświadomiły mi, że już sobota i wypada coś tego dnia pojechać.
Od startu właściwie przez cały wyścig jechało się jednak zadziwiająco dobrze. Trochę szkoda kilku przymusowych postojów na rozplątywanie łańcucha, które kończyły się za każdym razem odpadnięciem z jakiejś grupy. Śmiercionośne patyki atakowały na zjazdach wyjątkowo wytrwale i trzykrotnie niemal ukatrupiły mi przerzutkę. Ostatecznie miejsce poza dziesiątką nie jest może zbyt wybitnym osiągnięciem, ale czas jazdy udało się wykręcić całkiem przyzwoity. Tym bardziej, że jak na górski maraton, podium było bardzo „ciasno zestopniowane”.
Niedziela upłynęła za to na turystyce górskiej. Zawsze bardzo lubiłem ten, często niedoceniany, aspekt trenowania. Poza ściganiem ma się zawsze ten bonus, że jest się w stanie zrobić bez wysiłku naprawdę dobrą wycieczkę. Podjechać jakimś szlakiem na zdrowy rozum niedostępnym dla rowerów, czy pogonić na zjeździe, dobijając te nędzne 10 cm skoku, paru gości w goglach na kosmicznych fullach:) Trzeba korzystać z pogody.
COMMENTS