Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Po tegoroczny Mistrzostwach Polski mogę stwierdzić, że był to naprawdę godny tej rangi wyścig. Po kilku latach kuriozum w postaci Obiszowa w końcu świetna trasa i obsada również z zagranicy. Takich maratonów można życzyć sobie jak najwięcej. Rekord przewyższeń może nie padł, ale za to sporo podjazdów w terenie było naprawdę wymagających i największa zębatka z tyłu nie pozostawała bezużyteczna. Na zjazdach też trzeba było się nagimnastykować. Niewiele bezsensownych szutrowych nawalanek, gdzie błąd kończy się szpitalem. Za to sporo całkiem trudnych kamienistych odcinków, gdzie trzeba dobrze wybrać ścieżkę, pomyśleć i pokręcić kierownicą. Takie fragmenty są właśnie najbardziej atrakcyjne i rzeczywiście weryfikują technikę. Dobry zawodnik przeleci je na pełnym gazie, trochę słabszy zjedzie wolniej, a inny może nawet rzeźbić z prędkością pieszego. Wywrotka rzadko kończy się skasowaniem roweru czy kolarza.
Tym bardziej szkoda, że ostateczny wynik wyszedł, jaki wyszedł. Półtorej godziny, czyli mniej więcej do połowy pętelki giga, jechało się naprawdę bardzo dobrze i w górę i w dół. Strata do prowadzącego też nie była bardzo duża. Potem niestety upał i odwodnienie zaczęły powili zabijać. Zawsze źle je znoszę, ale tym razem to był zupełny zgon. Chyba tylko podczas Mistrzostw Świata męczyłem się gorzej. Mimo starań i pomocy na bufetach nie dało się jechać szybciej i następne 3 godz. było jedynie zmaganiem, aby nie dołączyć do licznego i szacownego grona DNF’ów. Ostateczna strata 37 min do zwycięzcy… cóż chyba jednak wstyd.
COMMENTS