Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
To był ciekawy weekend. Sezon w końcu ruszył z buta w różnych częściach Polski, jednak ja znowu (chyba) muszę skupić na tym co działo się w Warszawie i okolicach. W sobotę, mimo wcześniejszych zapowiedzi, zaświeciło słońce – co w gruncie rzeczy tylko uprościło rywalizację. Skandia to impreza podczas której można poczuć się prawie jak na Tour de Pologne – balony, bramy, media i całe zaplecze obejmujące różnego rodzaju animacje dla osób postronnych i towarzyszących. Tego nie ma w tej skali na żadnej imprezie w Polsce.
Na starcie, mimo, że już wcześniej było wiadomo, że pierwsza edycja cyklu nie będzie się liczyła do Pucharu Polski w maratonie, zameldowało się wielu profesjonalnych zawodników z całego kraju – ekipa Krossa, Corratec, Sante BSA Pro Tour czy sam Marek Galiński, który aktualnie piastuje funkcję trenera Kadry MTB Rosji. O trasie w Warszawie i okolicach zrobiło się głośno już kilka tygodni wcześniej, kiedy okazało się że stół z IKEA jest bardziej pofałdowany. Z jednej strony wspomniane świetne zaplecze, z drugiej strony kpina z zawodników, którzy na tej trasie muszą ścigać się na rowerach górskich.
Kpina tym większa, że sam organizator – Czesław Lang trasę wyścigu pokonał na przełajówce. Na dowód zdjęcie:
Mimo nieregulaminowego roweru, podkreślającego prostotę trasy Czesław Lang został normalnie sklasyfikowany:
Dlaczego w takim razie zawodnicy na własne życzenie startują w tej parodii kolarstwa górskiego? Nieoficjalnie z kilku ust usłyszałem, że chodzi tylko i wyłącznie o możliwość pokazania się w telewizji. Oczywiście chodzi o sponsora, a nie zawodnika. Z jednej strony to prawda – telewizja ma wciąż ogromny zasięg, tylko z kim nie rozmawiam, to prawie zawsze słyszę – „Nie oglądam, nie mam czasu.”. Tym bardziej kwestionuję medialność Skandii, bo jeszcze trzeba mieć szczęście, żeby załapać się na emisję programu, który bodajże będzie emitowany w jakiś egzotycznych godzinach na TVP Sport. Z drugiej strony prawda jest taka, że dziś zasięg, markę i jej świadomość buduje się dobrze zaplanowanymi działaniami we WSZYSTKICH mediach, a nie jedną migawką w telewizorze. To było w sobotę.
Niedziela należała do Klubu Kolarskiego Legia Warszawa kierowanego przez Pana Marcina Wasiołka, który od kilku lat organizuje cykl pod znamienną nazwą Legia MTB Maraton. Kilka zdań historii – w 2009 w Kozienicach odbywa się pierwsza i jedyna edycja tej imprezy w owym roku – świetnie przygotowana, z dość ciekawą jak na okolicę trasą oraz całkiem niezłą obsadą. Rok później impreza zamienia się w mini cykl, który znów zbiera dobre noty. Jednak na przełomie 2010 i 2011 pojawiają się sprzeczne informacje – raz, że impreza będzie, raz że nie. Koniec końców cykl startuje pod koniec kwietnia na warszawskich Fortach Bema, ale (!!!) organizacja delikatnie mówiąc trąci myszką, a cykl ma stronę pod nowym adresem www. Poszło o… nie mam pewności, ale pewnie każdy się domyśli. Edycji na Fortach Bema poświęciłem swego czasu na swoim blogu parę zdań, za które później jeszcze oberwałem. 2011 i 2012 rok upływa pod znakiem „mało zawodników, jeszcze mniej zawodników, zero promocji, coraz więcej lokalizacji = samorządów”, które dały publiczną kasę na PROMOCJĘ swojej gminy, miejscowości, powiatu.
Niedziela, 28 kwietnia 2013 – Legia otwiera sezon w ulubionym przez wielu okolicznych mieszkańców Kampinosie. Puszczy, w której jest wiele ciekawych tras godnych kolarstwa górskiego. Kilka tygodni wcześniej pod adresem www.legia-mtbmaraton.pl pojawia się nowa strona www. Myślę sobie – „O! Idą zmiany.” Gdzież tam. W sobotę na Skandii wystartowało prawie tysiąc osób. Dziś na Kaczmarek Electric MTB wystartowało ponad 800 (!!!) osób. A na Legii? Łącznie na wszystkich 3 dystansach 48(!!!) osób. To jest dramat i przykład tego, jak rok w rok władze samorządowe, pewnie nieświadomie, trwonią pieniądze i jaką amatorkę uprawiają decydenci KK Legia Warszawsa 1929.
Nie torpeduję małych, kameralnych imprez – dziś w Będzinie odbyło się wymagające (jak każde) cross country, gdzie na starcie stanęło 127 zawodników. Pierwszego maja mamy Puchar Mazowsza XC na Kazurce i Kujawię XC w Bydgoszczy – obie pewnie też przyciągną wielokrotnie więcej zawodników niż „cykl”, który odbywa się już od lat.
Nie wnikam w to, ile kasy z samorządu wyciąga Lang, Wasiołek, Zamana czy Wajs. Jeśli ta kasa jest wykorzystywana w sposób należyty i powstaje medialne wydarzenie przyciągające setki startujących i drugie tyle osób towarzyszących to ok – niech tak będzie. Jednak patologie są czymś, co należy chociażby wytykać palcem.
To był ciekawy weekend…
[srp]
COMMENTS