Piotr Truszczyński (Komobike Scott) – Milko Mazury MTB, Szymany

HomeKomentarze

Piotr Truszczyński (Komobike Scott) – Milko Mazury MTB, Szymany

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


Wstyd mi za to co zrobiłem i to w jakim stylu skończyłem ściganie na tak ważnej imprezie. Zawiodłem siebie i wszystkich tych którzy szczerze mi kibicowali i wierzyli we mnie. Przepraszam :/ Na najważniejszym wyścigu kończącym mój 2 miesięczny cykl przygotowań, dokładnie pod ten maraton. Maraton, który miał być zwieńczeniem mojej ciężkiej pracy i formy jaką w tym czasie wypracowałem.

Przygotowany kondycyjnie byłem profesjonalnie, tu podziękowania dla Arka Koguta za plan pod Mistrzostwa Polski.  Nigdy nie byłem w tak dobrej formie. Jechałem na MP z celem wywalczenia koszulki Mistrza Polski w kategorii Masters. I było to bardzo prawdopodobne, a może zbyt prawdopodobne i przez to pewnie wmawiałem sobie, że jestem tak pewien siebie, że jadę po koszulkę z orłem, że sam siebie oszukiwałem, a stres i presja którą przez ostatni tydzień gromadziłem w sobie, musiała gdzieś ujść.

Dodając do tego ogromne problemy logistyczne z którymi niestety musiałem zmagać się sam. Podziękowania dla Grzegorza Mazura za to, że zabrałeś mnie i towarzyszyłeś w tej niedoli oraz Jarosława Góreckiego z MZKol od którego odbierałem Licencje w sobotę po południu, w czasie gdy Grzesiek czekał na mnie już pod domem z transportem po drugiej stronie Warszawy. To wszystko kosztowało mnie masę nerwów i stresu.

Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Na szczęście zdążyliśmy na miejsce noclegu przed pierwszym setem :]

Co do startu i rywalizacji.

Trasa miała 3 okrążenia i 115 km. Większość trasy to płaski odkryty teren z kilkoma górkami i jedną długą sekcją singli trwającą około 20 min. Pogoda była bardzo wietrzna i stanowiła ogromny problem dla zawodników, którzy nie łapali się na koło.

Od startu wszystko układało się bardzo dobrze, jednak nieznajomość trasy i momentu w którym mamy wjechać na ten singiel sprawiała, że musiałem jechać z przodu, ponieważ przeczuwałem, że tam wszystko się rozegra i najsilniejsi odjadą właśnie na tym odcinku trasy. Niestety pech chciał, że tuż przed nim znalazłem się dość daleko czołówki i wjechałem na ten singiel gdzieś na 10-15 pozycji i przez dobre dobre 20 min gęsiego nie można było nikogo wyprzedzić a czołówka lepiej ustawionych przed wjazdem zawodników odjechała.

Już tu byłem lekko poddenerwowany, bo nie mogłem nic zrobić by wyprzedzić i z irytacją i bezradnością jechałem tak na zwolnionych obrotach aż do wyjazdu z singla.

Czołówka 5 czy 6 zawodników odjechała z zasięgu wzroku i trzeba było coś z tym zrobić, bo mimo że mieliśmy jeszcze do pokonania 90 km, to ja czułem, że nie jest to moje miejsce w szeregu i jeśli teraz nie postaram się dogonić czołówki to pozostanie mi ciąganie pozostałych zawodników na kole. Na szczęście w grupie w której jechałem, po pomyleniu trasy znalazł się Kamil Kuszmider .
Odzyskałem wolę walki i nadzieje, że nie jest jeszcze nic stracone. Znając moc Kamila mogliśmy razem narzucić takie tempo, że dogonienie czołówki nie powinno być problemem. A przy okazji urwać jeszcze rywali z kategorii Masters.

Gdy tuż przed końcem pierwszego okrążenia okazało się, że nikt z około 8-10 osobowej grupy która się zjechała, nie daje odpowiednio mocnych zmian, i gdy zdenerwowany Kamil dał którąś z kolei swoją zmianę, po której zostałem tylko ja na kole, wznowiliśmy wyścig na nowo. Z celem dojechania po zmianach czołówki, której pył z pod kół na prostej startowej jeszcze nie opadł i byliśmy w takim gazie, że ponownie wróciłem do gry nakręcając się nawzajem bardzo mocną jazdą.

Co z tego, że współpraca układała się wyśmienicie, jeśli jakiś 1 km za metą, jadąc po strzałkach skręcamy w lewo na 3-4 km odcinek, który okazał się pętlą dla dzieci, które wcześniej startowały w zawodach. W feralnym miejscu była tylko niebieska strzałka do skrętu, a innych oznaczeń nie było w tym miejscu na wprost. :/

Gdy zrozumieliśmy, że zaczynamy nawracać do mety minęło kilka minut, a gdy Kamil pod wpływem emocji oznajmił, że dalej nie jedzie, wywołał we mnie uczucie rezygnacji, które przez krótką chwilę starałem się przezwyciężyć, gdy w pojedynkę zmuszony byłem jechać pod wiatr zaraz za prostą startową z perspektywą kilku kilometrów w samotności.

Po jakimś kilometrze gdy ponownie dojechałem do feralnego zjazdu gdzie pomyliliśmy trasę z furią rzuciłem się na strzałkę przez którą, (tak mi się wtedy zdawało ) przegrałem właśnie szansę na powrót do wyścigu i tytuł Mistrza Polski. I z taką agresją ją zniszczyłem, że sam byłem zaskoczony co ja właśnie wyczyniam, a zaraz po tym wybuchu, przyszło totalne załamanie woli walki, i kompletna rezygnacja z dalszej jazdy. :/

Poddałem się. I ze spuszczoną głową zawróciłem w stronę mety.

Gdy po pewnym czasie ochłonąłem, było już po zawodach dla mnie. Czego sobie, pisząc te słowa jeszcze długo nie daruje. Bo jak się okazało tempo wyścigu spadło i w końcowym rozrachunku liczyła się wytrzymałość na ponad 4,5h maratonie. A tej nigdy mi nie brakowało.

Pamiętajcie. NIGDY NIE NALEŻY SIĘ PODDAWAĆ!!! Bo można potem długo przez to żałować.

Gratuluje wszystkim którzy ukończyli ten morderczy maraton. a w szczególności zwycięzcom Mistrzostw Polski.

DNF – https://www.strava.com/activities/1877159394

 


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0