Maja Włoszczowska: Kross Racing Team rozwija się w zawrotnym tempie

HomeSportKross Racing Team

Maja Włoszczowska: Kross Racing Team rozwija się w zawrotnym tempie

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


Szukanie motywacji, wypadek i „stracony” Londyn. Nie masz dość tych samych pytań i w sumie pewnie tych samych odpowiedzi przez ostatnie lata?

To czemu tak zaczynasz wywiad? ;) Niestety mój wypadek i absencja w Londynie były tak nagłośnione medialnie, że nic dziwnego iż wszystkim wbiły się w pamięć. Choć to już cztery lata!!! Ale o szukaniu motywacji pierwsze słyszę. Nigdy mi jej nie brakowało. Cały czas coś się dzieje, dwa lata w zagranicznej ekipie, teraz znów w Polskiej ale zupełnie nowej, ambitnej drużynie KROSS Racing Team. Te zmiany motywują. A poza tym po prostu cieszę się, że mogę robić to co lubię. To jest wystarczająco motywujące :).

A może jednak patrząc na to wszystko z dystansu Twoje podejście do kolarstwa zmieniło się w ostatnich latach i dziś mówisz coś kompletnie innego niż rok czy dwa temu?

Po 30tce na pewno mam kłopoty z pamięcią ;). Co mówiłam rok czy dwa lata temu?

Aktualnie kończysz zgrupowanie w Kolumbii – przygotowawcze do sezonu, które jest jednocześnie rekonesansem bazy przed Rio. To nie jest Twoja pierwsza wizyta w Ameryce Południowej. 

Byłam kiedyś w Wenezueli na wakacjach, ale to zupełnie inna bajka. Tam zwiedzałam najbardziej dzikie zakątki. W Kolumbii natomiast byłam w jednym z najlepszych miejsc do uprawiania kolarstwa. Bardzo cywilizowanej i bogatej okolicy. Przede wszystkim zależało mi na znalezieniu dobrego miejsca na wysokości, które będzie możliwie najbardziej zbliżone klimatem do Rio. I myślę, że to się udało. Wedle naszej wiedzy na Igrzyskach ma być ok 26 stopni, bez deszczu. Dokładnie takie warunki panują w lipcu na wysokości 2100 w Kolumbijskim Llanogrande. Teraz było nieco więcej deszczu, ale to za sprawą pory deszczowej (na szczęście deszcz mieliśmy tylko w nocy).


maja wloszczowska kross racing team kolumbia zgrupownie 2016 kross vento


Jadąc do Kolumbii obejrzałaś m.in. Narcos opowiadający o Pablo Escobarze, bazę mieliście nieopodal Medelin. Sprawdziłaś jak bardzo żywa jest legenda Escobara w tym mieście, a może nie trzeba sprawdzać, bo to widać na każdym kroku? Jak poza tym spędzaliście dni wolne od treningu?

W Medellin byłam tylko raz wracając i to przejazdem (na trening do Caldas). Treningi + logistyka zajmują tak dużo czasu, że nie było go już na zwiedzanie (mieszkałam na wysokości 2600, a bazę mieliśmy na 2100, więc codziennie musiałam dojeżdżać). Jednego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do Guatape (wspięliśmy się na szczyt El Pinol, by zobaczyć przepiękną panoramę jezior). I to było wystarczająco „ubijające”, by kolejny dzień wolny przeznaczyć na prawdziwy wypoczynek i nadrabianie „papierowej” roboty, zamiast spędzania kilku godzin w aucie i upale w Medellin (tam temperatury już mniej przyjemne – ok. 32 stopni).


Not the easiest #dayoff but #theview paid off :) #recoveryday #Colombia #Guatape

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Maja Wloszczowska (@majakrt)


Uwielbiam zwiedzać świat, ale im jestem starsza tym czuję, że dużo więcej czasu muszę przeznaczać na regenerację. Ale sporo dowiedzieliśmy się od „lokalesów”. Czasy Escobara dawno minęły. Tubylcy śmieją się lub kręcą głowami gdy się o tym wspomina, tak jakby to była już zapominana przeszłość. W sumie można to porównać do wpływu stanu wojennego z lat 80tych na obecną sytuację w Polsce (choć w sumie patrząc na to co się ostatnio dzieje.… ).

Jesteś znana z tego, że przykładasz dużą wagę do diety, wiele rzeczy przygotowujesz sama. Także koktajle. Znalazłaś w Kolumbii jakieś nowe inspiracje, które wprowadzisz na stałe do swojej diety?

A jak! Jedzenie w Kolumbii było rewelacyjne. Przede wszystkim jeśli chodzi o jakość. Wszystko świeże, soczyste. Naprawdę czuć, że warzywa, owoce czy jajka są nieporównywalnie lepszej jakości niż u nas. Po pobycie w Kolumbii moją ulubioną przekąską na treningu stały się naturalne „galaretki” z owocu guayaba. Testowaliśmy naturalny cukier panela jako izotonik, a do posiłku kukurydziane placki „arepa”, które Kolumbijczycy jadają na śniadanie, obiad i kolację. Genialnie smakuje smothie z papai (choć nie sprawdzałam jak mają się jego właściwości odżywcze), a z racji wielkiej dostępności pysznego avocado, to znajdowało się też w każdym posiłku. Do sałaty, smothie czy na deser w postaci musu czekoladowego (avocado+kakao+syrop z agawy).

Ameryka Środkowa i po części także Południowa słynie z wysokiej wilgotności. Teraz jest tam w zasadzie już jesień. Czy tamtejszy klimat jakoś za bardzo nie dokazywał?

Na wysokości było idealnie. Naprawdę. Codziennie 23-25 stopni. Wilgotność idealna. Absolutnie nie czuć tam było żadnego wpływu tropikalnego. Naprawdę genialne warunki nie tylko do treningu ale i życia. Choć wolałabym nie sprawdzać jak wygląda sytuacja gdy nadchodzi prawdziwa pora deszczowa (teraz ze względu na El Nino tego deszczu było bardzo mało).

Ośrodki w Livigno czy Sierra Nevada są świetnie przygotowane z punktu widzenia infrastruktury. Jak to wygląda w Ameryce Południowej?

Teraz na 2600 spałam w drewnianej chatce z zimną wodą, ale to dlatego, że należała ona do Daniela Alvareza (były zawodnik DH, znajomy Marcelo Gutiereza), dzięki czemu było nam dużo łatwiej odnaleźć się w nowym miejscu. Daniel pokazał nam trasy XC, DH, pumptrack… Ale bynajmniej nie jest w Kolumbii spartańsko. Apartament na 2100 standardem przewyższał Europę. Czysto, schludnie, w pełni wyposażona kuchnia (piekarnik, ekspres do kawy, blender…), pralka i do tego całkiem stylowo. Na pobyt przed Igrzyskami znaleźliśmy też bardzo dobre miejsce na wyższej wysokości. A jest w czym wybierać. Są i miejsca „eko-trendy”, jak nasza chatka zasilana deszczówką, jak i wille z przynajmniej trzygwiazdkowym standardem.



W okolicy Llanogrande, które jest miejscem weekendowych wypadów bogatszych mieszkańców Medellin, jest kilka naprawdę bardzo dobrych restauracji bazujących na świeżych produktach i oferujących bardzo dobre jakościowo jedzenie w rozsądnych cenach. Jest też dużo sklepów rowerowych (co nie dziwi bo w weekendy na drogach są setki kolarzy na topowym sprzęcie!), dobrze wyposażony market. Znaleźliśmy naprawdę wszystko czego potrzeba, łącznie z laboratorium, gdzie można szybko zrobić badania krwi (5 min od naszego apartamentu). Jasne, nic nie pobije Sierra i Livigno (Sierra za genialny ośrodek CAR ze wszystkim na miejcu, Livigno za bike parki), ale znając okolicę bardzo szybko można znaleźć wszystko czego potrzeba. A pumptrack, na który zaprowadził nas Daniel jest zdecydowanie najlepszym na jakim miałam okazję trenować.

Rozmawiając o zapleczu nie mogę nie zapytać o Kross Racing Team. Drugi rok w teamie. Drużyna to jednak nie tylko same wyścigi…

Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na KRT pod koniec 2014 roku. Miałam wówczas małe obawy, ale na szczęście rozwiała je Ania Szafraniec. Team rozwija się w zawrotnym tempie, głównie za sprawą managera Tomka Swierczyńskiego, który – całkiem obiektywnie – radzi sobie lepiej niż wielu dyrektorów sportowych z dużo większym doświadczeniem. Mamy wspaniały support KROSS’a, który daje nam odczuć, że team jest dla niego bardzo ważny. Rama, którą wspólnie tworzyliśmy jest rewelacyjna i spokojnie może konkurować z najlepszymi brand’ami Świata. W tym roku do drużyny dołączył Fabian Giger, który także ma bardzo pozytywny wpływ na rozwój team’u. Jesteśmy bardzo zauważalni na świecie.

Wracając do Kolumbii, to wydaje mi się, że niezależnie od tego gdzie aktualnie trenujesz to zawsze starasz się przede wszystkim rozwijać technikę.

Bo tu mam największe rezerwy… I cały czas nie jestem zadowolona ze swoich umiejętności. Cieszę się, że w Kolumbii była okazja pojeździć na dobrych trasach. Pumptrack był także strzałem w dziesiątkę. Ale to ciągle mało. Na szczęście w najbliższym czasie będę miała okazję potrenować z Arkiem Perinem na trasach w San Remo.



Trening na wysokości niezależnie od szerokości geograficznej ma na celu zwiększenie wydolności organizmu. Jak się sprawdził z tego punktu widzenia test bazy w Kolumbii i startu w Brazylii, już nie tak daleko od docelowego Rio?

Do Araxy było zdecydowanie za daleko (trzy loty, z czego jeden nocny i 5 godzin na koniec autem). Ale już z Rio będzie dużo lepiej, bo uda się zamknąć całą podróż w 9h i to w ciągu dnia. To ciągle dużo lepiej niż podróżować z Europy, a do tego zdecydowanie bliższy klimat. W Sierra latem nie da się trenować (w Granadzie jest ok. 40stopni), w Livigno za to potrafi sypnąć śniegiem, a podróż stamtąd jest do Brazylii dużo dłuższa.

Masz za sobą pierwszy start kontrolny. Do tego kategoria SHC, czyli walka o cenne punkty UCI. Jakie są Twoje odczucia po tej trzydniówce?

Relacja Mai Włoszczowskiej z Copa Internacional de MTB – Araxa SHC.



Jeśli popatrzeć na czołowych zawodników XCO to coraz więcej osób na początek wybiera mini etapówki jak Copa de International MTB Araxa czy Cyprus Sunshine Cup, ale także takie pełnoprawne etapówki jak ABSA Cape Epic. Jak taki nieprzerwany, kilkudniowy wysiłek przekłada się na późniejszą formę?

Etapówki są bardzo dobre, ale prawdę powiedziawszy uważam, że bezpieczniejsze są te na szosie. Cape Epic to morderstwo dla organizmu. Póki co ja się bałam ryzykować tego startu na początku sezonu. Jedni zawodnicy łapią po nim świetną formę, inni nie mogą odżyć przez pół sezonu. Cypr to już tylko 4 dni ścigania, etapy nie dłuższe niż 2,5h. Araxa to ledwie 3 dni i bardzo krótkie etapy, więc ją bym bardziej porównała do XC z dobrym wprowadzeniem w postaci czasówski i XCC. Z pewnością był to najmniej obciążający wyścig etapowy z trzech wymienionych. Dla mnie dobre wprowadzenie do intensywnych treningów.

Podczas Twojego pobytu w Kolumbii miała miejsce premiera filmu 110%. Jak doszło do tego, że w nim wystąpiłaś? Co sądzisz o takich dokumentalnych produkcjach w kontekście promocji sportu i sportowego stylu życia?

Dostałam propozycję od reżyserki Agnieszki Goli-Rakowskiej. Nie wiedziałam jeszcze dokładnie kto w filmie wystąpi ale od razu spodobała mi się idea. Zdjęcia nie były łatwe, gdyż kalendarze zgrały nam się na pierwsze dwa dni mojego zgrupowania w Livigno (na które przyleciałam prosto z PŚ w Kanadzie). Ale na szczęście szybko znaleźliśmy wspólny język i jak na mój jetlag i tylko dwa dni kręcenia zrobiliśmy – myślę – kawał dobrej roboty. Mam nadzieję, że widzowie też tak uważają.



W zasadzie jeśli chodzi o “sportowe wideo” to dziś z łatwym dostępem do sprzętu i montażu w sieci pojawia się mnóstwo filmów, które potrafią być inspiracją – czy to do uprawiania sportu, czy też odkrywania świata. W zasadzie jedno z drugim się łączy. Kiedy Twój onboard z jakiś zawodów?

Hmmm… muszę zainwestować wpierw w najlższjsze GoPro ;)

Właśnie wróciłaś do Polski, ale pewnie długo tu nie będziesz. Do Rio skupiasz się tylko na kolarstwie i najwyższej punktowanych=zagranicznych wyścigach czy będą jakieś okazje do spotkania Cię w kraju?

Oczywiście na moim wyścigu w Jeleniej Górze, który w tym roku odbędzie się tydzień po finale Pucharu Świata (drugi weekend września). Wcześniej Mistrzostwa Polski MTB w lipcu (miejsce jeszcze nie ustalone). Być może treningowo wystartuję także w MP na szosie w Świdnicy (ostatni weekend czerwca), które mogą być dobrym przetarciem przed naszymi Mistrzostwami Świata.

Kilka dni temu pojawiła się informacja, że Twój wyścig został odrzucony przez Komisję MTB i nie będzie zaliczany do Pucharu Polski w cross country. Trochę dziwne…

Prawdę powiedziawszy ja osobiście nie uczestniczyłam w tych rozmowach. Jak tylko wrócę do kraju dowiem się z czego ta absencja wynika.

No właśnie, na koniec sezonu zapraszasz na Jelenia Góra Maja Włoszczowska Trophy, a potocznie “Maja Race”. Myślisz już jak przyciągnąć mocne nazwiska i tłumy kibiców?

Mocne nazwiska zamierzam przyciągnąć obietnicą świetnego afterParty ;). A kibiców – mocnymi nazwiskami :).

A tak na serio – w przypadku zawodników zdecydowanie termin odgrywa największą rolę. Dlatego też naciskałam bardzo na wrzesień. Zwłaszcza w sezonie olimpijskim wszyscy mają bardzo napięte kalendarze i dopiero po najważniejszych imprezach sezonu jest łatwiej z przyciągnięciem najlepszych zawodników. Choć nie znaczy, że łatwo bo wrzesień do dla każdego także mnóstwo obowiązków PR-owych… i chęć pobycia w domu. Na szczęście wyścig ma już świetną renomę i wielu zawodników samych zgłasza mi już chęć swojego przybycia. Swoje odgrywa oczywiście kategoria HC. Można powiedzieć, że moje zawody będą wyścigiem „drugiej szansy” dla zawodników, którym nie powiodło się, czy nie zakwalifikowali się na Igrzyska. Punkty UCI mogą podreperować ich pozycję w rankingu i tym samym pomóc w zdobyciu kontraktu na kolejny sezon.



Z przyciąganiem kibiców mam dylemat. Możemy zorganizować – i oczywiście to zrobimy – mnóstwo atrakcji dookoła, ale marzy mi się by kibice przychodzili we właściwym celu, tj. kibicować najlepszym zawodnikom świata! Tych, którzy jeszcze nie są przekonani, czy w ten sposób chcą spędzać sobotę pokusimy zabawami dla dzieci, konkursami, pokazami, być może uda się także w tym roku zorganizować koncert i pokaz filmu 110%. Wierzę, że sporo osób pojawi się także w związku z niedzielnym maratonem, który w tym roku zalicza się do UCI Maraton Series i jednocześnie jest Mistrzostwami Polski! Bardzo rzadka okazja dla amatorów by zmierzyć się w bezpośredniej rywalizacji z najlepszymi zawodnikami nie tylko Polski ale i Świata! Tak czy inaczej w tym roku mój wyścig zapowiada się wyjątkowo ciekawie. Bardzo, bardzo zapraszam!

W takim razie dziękuję za rozmowę i niech noga podaje!


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0